Ranek jak każdy inny. Za oknem kolejne załamanie pogody, w domu cicho jak makiem zasiał, a mój nastrój - taki, jak każdego dnia. Nałożyłam na nogi ulubione puchowe kapcie i zeszłam leniwym krokiem do salonu. Tam zobaczyłam mamę, która siedziała i oglądała cicho swój ulubiony program telewizyjny, którego nie znoszę. Z resztą, co ja lubię? Oprócz wiecznego użalania się nad sobą. Wiem, że staje się to już nudne, ale już tak wciągnęłam się w to "niestosowne i brzydkie zachowanie", że nie potrafię z tego wybrnąć, chodź chwilami bardzo bym chciała. Rodzicielka spojrzała na mnie odwracając wzrok, od telewizora i odwracając głowę z powrotem, nie patrząc na mnie zapytała.
- I jaką podjęłaś decyzję? - spytała sucho.
Widać, że chciała odwdzięczyć mi się za moje zachowanie. Przykro mi, nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Postanowiłam, że lepiej by nam wszystkim zrobiło, gdybym pojechała na trochę do ojca - odpowiedziałam jej tym samym tonem. Tak chce się bawić?
- Nie będę choć przez trochę sprawiać ci kłopotów. Teraz trochę pomęczę mojego drugiego rodzica. - dopowiedziałam.
Nic nie odpowiedziała, myślę, że trawiła moje wcześniej wypowiedziane słowa, lecz po chwili raczyła przemówić.
- Spakuj się, samolot masz o 13:00. - powiedziała lekceważąco, dalej na mnie nie spoglądając, co robiło się trochę frustrujące.
- Że co? I raczyłaś mnie o tym poinformować dopiero teraz tak? Jest 10:00 i ja mam zdążyć, spakować się, ubrać, pomalować, dojechać na lotnisko gdzie trzeba być minimum godzinę przed wylotem? No chyba coś Ci się w głowie poprzestawiało. - powiedziałam po czym dodałam po cichu pod nosem:
- Chyba? No na pewno! - jednak to usłyszała, co za niefart, chociaż? Co mnie to obchodzi, dobrze, że usłyszała.
- Laura Marie Marano, jak możesz?! - stanęła na równe nogi, rzucając w moją stronę pioruny - zachowujesz się jak małe dziecko! Chcę, żeby było ci dobrze, abyś zawsze miała dach nad głową, wszystko, co chcesz mieć, a ty śmieć mi mówić takie rzeczy?! To jest moje życie, to jest życie twojego ojca! Myślisz, że zachowując się tak sprawisz, że do siebie wrócimy?! On ma na pewno już nowe partnerki! Nie wiem, czy wiesz, ale skończyliśmy nasze małżeństwo, bo twój ojciec zdradzał mnie od kilku lat!
Przyznam, zaskoczyła mnie. Że ojciec ją zdradzał? Trochę nie wierzę. Tato był najukochańszym mężczyzną jakiego znałam i znam! Zawsze pomagał w trudnych chwilach, doradzał, wysłuchał, pomagał. W tej chwili nie potrafiłam uwierzyć mamie. Właśnie mamie. Pierwszy raz od jakiegoś czasu powiedziałam mamie a nie matce, lub nie przezwałam jej w myślach. Moje życie, to wielka pomyłka.
- Blefujesz. - powiedziałam lekceważąco i odwróciłam się w stronę kuchni. Nie miałam czasu na bezsensowne sprzeczki, samolot mam przecież, kurwa za 3 godziny!
- Laura! - usłyszałam jeszcze za sobą jej błagający głos, ale ją zignorowałam. Szybko przyszykowałam sobie płatki do jedzenia, a potem prędko pobiegłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam swoją walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje rzeczy. Wszystkie ubrania i potrzebne rzeczy. W LA będę musiała pójść na zakupy, bo nie mam dużo lekkich ciuchów. Większość ubioru jest dopasowane do Nowego Jorku. Czyli zimnego i wietrznego klimatu. No cóż, myślę, że tato, poświęci się i da mi jakąś kasę, mam też nadzieję, że matka da mi coś na podróż. Nadzieja matką głupich, więc nie wiem, dlaczego gadam akie bzdury. Spakowałam się do dużej walizki, a do tego wzięłam jeszcze większych rozmiarów torbę podróżną, gdzie postanowiłam spakować takie rzeczy jak laptopa, kosmetyczkę, jakąś książkę na podróż, aparat, ładowarki i tego typu rzeczy. Po spakowaniu, udałam się do łazienki, biorąc z szafy długie legginsy i bluzę oraz do tego moje czarne vansy. W łazience, odświeżyłam się biorąc szybki prysznic, nałożyłam jak to mam w zwyczaju, ciemniejszy makijaż i rozczesałam swoje proste jak drut, ale o dużej objętości włosy. Umyłam jeszcze zęby i biorąc z łazienki wszystkie rzeczy, potrzebne na wyjazd, spakowałam je do torby i spojrzałam na zegarek. 11:47, o cholera. Nie wiedziałam, czy mogę liczyć na podwózkę od matki, więc postanowiłam najprościej w świecie zejść i ją o to zapytać. Może się zgodzi, nic nie stracę. Jeśli odmówi, zamówię taksówkę i pojadę sama. Wielkiego halo jej robić nie będę. Po pięciu minutach pakowałam już swoje bagaże do bagażnika jej auta. Siedziała niecierpliwie w środku, stukając paznokciami w kierownicę i zapewne patrząc na mnie w lusterku. Gdy skończyłam, zdyszana usiadłam na miejscu pasażera, zamknęłam drzwiczki i zapięłam pasy. Spojrzała na mnie wyczekująco, a ja bez emocji powiedziałam krótkie "Nie mamy czasu, ruszaj", a ona posłusznie wykonała polecenie. Czasem miałam wrażenie, że się mnie boi, nie przesadzajmy, nie zrobiłabym krzywdy własnej matce, jakieś tam jeszcze serce mam. Może i bez uczuć, ale mam. Chodź jak to mówią "Z kamienia nie jestem" to nad tym przy mojej osobie bym się poważnie zastanowiła. Czasami naprawdę zadziwia mnie to, że wszyscy ci ludzie, dla których jestem mega wredna nadal mnie wspierają i uważają, że jestem taka jak kiedyś. Pff, chcieliby. Po starej Laurze nie zostało już śladu. Można się ze mną kłócić, ale ja nie zmienię zdania. Tamtej Laury nie ma i nie będzie, już nie wróci. Moje przyjaciółki marzą, o mężu, dzieciach, rodzinie, a ja? O życiu w samotności. Jestem po prostu już takim odmieńcem i jest mi tak wspaniale, o ile jeszcze wiem, jakie to w ogóle uczucie, ale ważne, że to po prostu wiem. Piękna, rodzina w komplecie to brednie wyssane z palca, w Disney'owskich filmach, a nie prawdziwym życiu. Prawdziwe życie jest o wiele inne - gorsze. W filmach wszystko jest ukazywane w takim cukierkowatym świetle. Zawsze przyjaciele, którzy nie opuszczą. Rodzice zawsze dbają o twoje dobro. Rodzeństwo, z którym może się kłócimy, ale też często pomogą. Tam prawie nigdy nic nie dzieje się złego. Zawsze tylko dobre sceny, dobre życie. Chciałabym tak żyć. Ale właśnie, przyjaciele! Moje przyjaciółki, cholera jasna! Zapomniałam. Zadzwonię do nich, lub wyślę esemesa, gdy będę na lotnisku, torebkę także wepchałam do bagażnika, a niech to. Rozmyślałam tak długo, aż w końcu poczułam jak samochód się zatrzymuje, myślałam, że to może czerwone światło, ale okazało się, że to już był parking przed lotniskiem. Spojrzałam na zegarek w samochodzie 12:27, cholera, a tu jeszcze odprawa i te kolejki w niej, a niech to!
- Nie rozumiem, czemu jesteś taka niemiła. Chciałem po prostu trochę porozmawiać i umilić nam czas lotu samolotem. - odwróciłam się do niego szybko.
Kiedy nie przyszło do mojej głowy nic a nic, odwróciłam od niego wzrok i spróbowałam się zrelaksować, dalej słuchając piosenki. I słuchałabym jej dłużej gdyby nie coś gorącego. Coś co wylądowało na moich nogach a konkretnie na prawym kolanie i lewym udzie.
- Aaaaa, piecze. - zaczęłam wyć z bólu.
- Bardzo cię przepraszam - zaczął się tłumaczyć chłopak, wyglądając na zmartwionego - nie chciałem. Zauważyłam, że w ręku trzymał już pusty kubeczek, a drugą ręką pilnie poszukiwał w torbie czegoś. Podejrzewam, że chusteczek.
- Ale.. -zaczęłam krzyczeć, ale po chwili się uspokoiłam i powiedziałam: - Skąd Ty masz tu kawę latte macchiato?
- Daj łyka! - zrobiłam psie oczka.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale... już jej nie mam. Widzisz? - pokazał mi kubeczek, obracając nim dookoła - pusto.
- Że co? I raczyłaś mnie o tym poinformować dopiero teraz tak? Jest 10:00 i ja mam zdążyć, spakować się, ubrać, pomalować, dojechać na lotnisko gdzie trzeba być minimum godzinę przed wylotem? No chyba coś Ci się w głowie poprzestawiało. - powiedziałam po czym dodałam po cichu pod nosem:
- Chyba? No na pewno! - jednak to usłyszała, co za niefart, chociaż? Co mnie to obchodzi, dobrze, że usłyszała.
- Laura Marie Marano, jak możesz?! - stanęła na równe nogi, rzucając w moją stronę pioruny - zachowujesz się jak małe dziecko! Chcę, żeby było ci dobrze, abyś zawsze miała dach nad głową, wszystko, co chcesz mieć, a ty śmieć mi mówić takie rzeczy?! To jest moje życie, to jest życie twojego ojca! Myślisz, że zachowując się tak sprawisz, że do siebie wrócimy?! On ma na pewno już nowe partnerki! Nie wiem, czy wiesz, ale skończyliśmy nasze małżeństwo, bo twój ojciec zdradzał mnie od kilku lat!
Przyznam, zaskoczyła mnie. Że ojciec ją zdradzał? Trochę nie wierzę. Tato był najukochańszym mężczyzną jakiego znałam i znam! Zawsze pomagał w trudnych chwilach, doradzał, wysłuchał, pomagał. W tej chwili nie potrafiłam uwierzyć mamie. Właśnie mamie. Pierwszy raz od jakiegoś czasu powiedziałam mamie a nie matce, lub nie przezwałam jej w myślach. Moje życie, to wielka pomyłka.
- Blefujesz. - powiedziałam lekceważąco i odwróciłam się w stronę kuchni. Nie miałam czasu na bezsensowne sprzeczki, samolot mam przecież, kurwa za 3 godziny!
- Laura! - usłyszałam jeszcze za sobą jej błagający głos, ale ją zignorowałam. Szybko przyszykowałam sobie płatki do jedzenia, a potem prędko pobiegłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam swoją walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje rzeczy. Wszystkie ubrania i potrzebne rzeczy. W LA będę musiała pójść na zakupy, bo nie mam dużo lekkich ciuchów. Większość ubioru jest dopasowane do Nowego Jorku. Czyli zimnego i wietrznego klimatu. No cóż, myślę, że tato, poświęci się i da mi jakąś kasę, mam też nadzieję, że matka da mi coś na podróż. Nadzieja matką głupich, więc nie wiem, dlaczego gadam akie bzdury. Spakowałam się do dużej walizki, a do tego wzięłam jeszcze większych rozmiarów torbę podróżną, gdzie postanowiłam spakować takie rzeczy jak laptopa, kosmetyczkę, jakąś książkę na podróż, aparat, ładowarki i tego typu rzeczy. Po spakowaniu, udałam się do łazienki, biorąc z szafy długie legginsy i bluzę oraz do tego moje czarne vansy. W łazience, odświeżyłam się biorąc szybki prysznic, nałożyłam jak to mam w zwyczaju, ciemniejszy makijaż i rozczesałam swoje proste jak drut, ale o dużej objętości włosy. Umyłam jeszcze zęby i biorąc z łazienki wszystkie rzeczy, potrzebne na wyjazd, spakowałam je do torby i spojrzałam na zegarek. 11:47, o cholera. Nie wiedziałam, czy mogę liczyć na podwózkę od matki, więc postanowiłam najprościej w świecie zejść i ją o to zapytać. Może się zgodzi, nic nie stracę. Jeśli odmówi, zamówię taksówkę i pojadę sama. Wielkiego halo jej robić nie będę. Po pięciu minutach pakowałam już swoje bagaże do bagażnika jej auta. Siedziała niecierpliwie w środku, stukając paznokciami w kierownicę i zapewne patrząc na mnie w lusterku. Gdy skończyłam, zdyszana usiadłam na miejscu pasażera, zamknęłam drzwiczki i zapięłam pasy. Spojrzała na mnie wyczekująco, a ja bez emocji powiedziałam krótkie "Nie mamy czasu, ruszaj", a ona posłusznie wykonała polecenie. Czasem miałam wrażenie, że się mnie boi, nie przesadzajmy, nie zrobiłabym krzywdy własnej matce, jakieś tam jeszcze serce mam. Może i bez uczuć, ale mam. Chodź jak to mówią "Z kamienia nie jestem" to nad tym przy mojej osobie bym się poważnie zastanowiła. Czasami naprawdę zadziwia mnie to, że wszyscy ci ludzie, dla których jestem mega wredna nadal mnie wspierają i uważają, że jestem taka jak kiedyś. Pff, chcieliby. Po starej Laurze nie zostało już śladu. Można się ze mną kłócić, ale ja nie zmienię zdania. Tamtej Laury nie ma i nie będzie, już nie wróci. Moje przyjaciółki marzą, o mężu, dzieciach, rodzinie, a ja? O życiu w samotności. Jestem po prostu już takim odmieńcem i jest mi tak wspaniale, o ile jeszcze wiem, jakie to w ogóle uczucie, ale ważne, że to po prostu wiem. Piękna, rodzina w komplecie to brednie wyssane z palca, w Disney'owskich filmach, a nie prawdziwym życiu. Prawdziwe życie jest o wiele inne - gorsze. W filmach wszystko jest ukazywane w takim cukierkowatym świetle. Zawsze przyjaciele, którzy nie opuszczą. Rodzice zawsze dbają o twoje dobro. Rodzeństwo, z którym może się kłócimy, ale też często pomogą. Tam prawie nigdy nic nie dzieje się złego. Zawsze tylko dobre sceny, dobre życie. Chciałabym tak żyć. Ale właśnie, przyjaciele! Moje przyjaciółki, cholera jasna! Zapomniałam. Zadzwonię do nich, lub wyślę esemesa, gdy będę na lotnisku, torebkę także wepchałam do bagażnika, a niech to. Rozmyślałam tak długo, aż w końcu poczułam jak samochód się zatrzymuje, myślałam, że to może czerwone światło, ale okazało się, że to już był parking przed lotniskiem. Spojrzałam na zegarek w samochodzie 12:27, cholera, a tu jeszcze odprawa i te kolejki w niej, a niech to!
Bez żadnego pożegnania szybko wysiadłam z auta, wyciągnęłam bagaże i ruszyłam w stronę odprawy.
-
Laura, do zobaczenia - usłyszałam za sobą.
- Do zobaczenia - powiedziałam spokojnie i oddaliłam się.
Stojąc w kolejkach widziałam, że dalej na mnie patrzy. Pomachałam jej z daleka. Mimo wszystko, tego bólu będę za nią tęskniła. Może i gdera i wypomina mi, jaka to jestem zła, nieposłuszna, niemiła, jak to źle się ubieram i zachowuje, ale jednak widzę, że stara się do mnie dotrzeć i w końcu znowu mieć ze mną kontakt, niczym z najlepszą przyjaciółką. Czuję to, ale nie potrafię się już przed nią otworzyć i zaufać, że znowu mnie nie zrani. Z przemyśleń wybudził mnie natrętny dźwięk oznaczający, że muszę już wsiąść do samolotu. Jeszcze raz rzuciłam jej spojrzenie, a potem zniknęłam w środku. Usiadłam na wygodnym, wyznaczonym dla mnie miejscu, a z podręcznej torebeczki wyjęłam słuchawki i telefon. Po chwili wsłuchiwałam się w głos Dan'a Reynold'a w piosence jego zespołu Imagine Dragons -"Radioactive". Zanurzona w tekście piosenki i instrumentach w niej istniejących, patrzyłam się jak samolot oddala się od ziemi i wzbija się w puszyste, białe obłoki. Pięknie to wyglądało, poczułam, że mimowolnie na mojej twarzy zagościł mały uśmiech, ale taki malutki, chodź dla mnie to było coś wielkiego. I trwałby może i dłużej gdyby nie ktoś, kto zaczął szturchać mnie w drugie ramię. Zmieniłam wyraz w twarzy w jak się domyślam w dosyć nie przyjemny i obróciłam głowę w stronę owej osoby. Był to chłopak, baaardzo wysoki brunet.
- Przepraszam, mam tu wyznaczone miejsce, obok Ciebie koło okna. Czy mogę przejść?
- Nie potrzebne Ci moje imię. Widzimy się pierwszy i
jak się domyślam ostatni raz w życiu. Zajmij się sobą. - podarowałam mu
jeszcze ostatnie zimne spojrzenie, po czym odwróciłam głowę w przeciwną
stronę, dalej rozpływając się w muzyce, wydobywającej się z moich
czarnych słuchawek. Metallica - "Nothing Else Matters", tego mi było trzeba.- Do zobaczenia - powiedziałam spokojnie i oddaliłam się.
Stojąc w kolejkach widziałam, że dalej na mnie patrzy. Pomachałam jej z daleka. Mimo wszystko, tego bólu będę za nią tęskniła. Może i gdera i wypomina mi, jaka to jestem zła, nieposłuszna, niemiła, jak to źle się ubieram i zachowuje, ale jednak widzę, że stara się do mnie dotrzeć i w końcu znowu mieć ze mną kontakt, niczym z najlepszą przyjaciółką. Czuję to, ale nie potrafię się już przed nią otworzyć i zaufać, że znowu mnie nie zrani. Z przemyśleń wybudził mnie natrętny dźwięk oznaczający, że muszę już wsiąść do samolotu. Jeszcze raz rzuciłam jej spojrzenie, a potem zniknęłam w środku. Usiadłam na wygodnym, wyznaczonym dla mnie miejscu, a z podręcznej torebeczki wyjęłam słuchawki i telefon. Po chwili wsłuchiwałam się w głos Dan'a Reynold'a w piosence jego zespołu Imagine Dragons -"Radioactive". Zanurzona w tekście piosenki i instrumentach w niej istniejących, patrzyłam się jak samolot oddala się od ziemi i wzbija się w puszyste, białe obłoki. Pięknie to wyglądało, poczułam, że mimowolnie na mojej twarzy zagościł mały uśmiech, ale taki malutki, chodź dla mnie to było coś wielkiego. I trwałby może i dłużej gdyby nie ktoś, kto zaczął szturchać mnie w drugie ramię. Zmieniłam wyraz w twarzy w jak się domyślam w dosyć nie przyjemny i obróciłam głowę w stronę owej osoby. Był to chłopak, baaardzo wysoki brunet.
- Przepraszam, mam tu wyznaczone miejsce, obok Ciebie koło okna. Czy mogę przejść?
- Jeśli musisz. - odpowiedziałam sucho i niechętnie skurczyłam nogi, aby chłopak mógł się przedostać na swoje siedzisko.
- Jak masz na imię? Ja nazywam się Nick. - uśmiechnął się do mnie.
- Nie rozumiem, czemu jesteś taka niemiła. Chciałem po prostu trochę porozmawiać i umilić nam czas lotu samolotem. - odwróciłam się do niego szybko.
- Po co? - spytałam.
Widziałam, jak się zwija, nie umiejąc odpowiedzieć na zadane pytanie. Ja też bym nie umiała. I o to chodziło! Ma dać mi spokój.
- No właśnie. Więc zajmij się sobą, swoim życiem....no i możesz miejscem w samolocie jeżeli chcesz. - powiedziałam chłodno, ale jednak nie odwróciłam wzroku w inną stronę, lecz nadal patrzyłam na chłopaka.
Strasznie mi kogoś przypomina, tylko nie mam pojęcia kogo. W moim życiu pojawiło się tyle osób, że cudem byłoby wszystkich spamiętać. Wiecznie
jakieś nowe twarze. To było także jednym z powodów, przez, które
znienawidziłam przeprowadzki. Tak bardzo czasami chciałabym sobie kogoś
przypomnieć, ale jak na moją jedną małą głowę, o za dużo szczegółów do
zauważenia i zakodowania. Widziałam, jak się zwija, nie umiejąc odpowiedzieć na zadane pytanie. Ja też bym nie umiała. I o to chodziło! Ma dać mi spokój.
- No właśnie. Więc zajmij się sobą, swoim życiem....no i możesz miejscem w samolocie jeżeli chcesz. - powiedziałam chłodno, ale jednak nie odwróciłam wzroku w inną stronę, lecz nadal patrzyłam na chłopaka.
Kiedy nie przyszło do mojej głowy nic a nic, odwróciłam od niego wzrok i spróbowałam się zrelaksować, dalej słuchając piosenki. I słuchałabym jej dłużej gdyby nie coś gorącego. Coś co wylądowało na moich nogach a konkretnie na prawym kolanie i lewym udzie.
- Aaaaa, piecze. - zaczęłam wyć z bólu.
- Bardzo cię przepraszam - zaczął się tłumaczyć chłopak, wyglądając na zmartwionego - nie chciałem. Zauważyłam, że w ręku trzymał już pusty kubeczek, a drugą ręką pilnie poszukiwał w torbie czegoś. Podejrzewam, że chusteczek.
- Ale.. -zaczęłam krzyczeć, ale po chwili się uspokoiłam i powiedziałam: - Skąd Ty masz tu kawę latte macchiato?
- Daj łyka! - zrobiłam psie oczka.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale... już jej nie mam. Widzisz? - pokazał mi kubeczek, obracając nim dookoła - pusto.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- No tak, już ją dostałam, tyle że na nogi.
- Nie jesteś zła? Przed chwilą chciałaś mnie zabić za to, że się do Ciebie odezwałem. - powiedział lekko się śmiejąc lecz po moim spojrzeniu, a przysięgam było ono łagodne, zaczął się śmiać nerwowo i lekko na mnie spoglądał.
- A kto powiedział, że nie próbuję cię udobruchać, aby potem zaciągnąć w ciemne miejsce i zabić? - spytałam rozbawiona patrząc na jego wysiłki.
- Nie jesteś zła? Przed chwilą chciałaś mnie zabić za to, że się do Ciebie odezwałem. - powiedział lekko się śmiejąc lecz po moim spojrzeniu, a przysięgam było ono łagodne, zaczął się śmiać nerwowo i lekko na mnie spoglądał.
- A kto powiedział, że nie próbuję cię udobruchać, aby potem zaciągnąć w ciemne miejsce i zabić? - spytałam rozbawiona patrząc na jego wysiłki.
Przerażony spojrzał na mnie i miał już coś powiedzieć, gdy ja go wyprzedziłam.
- Żartowałam, nie bierz tego na poważnie. Nie jestem chyba aż tak straszna. - ostatnie słowa wypowiedziałam z dozą niepewności.
Uśmiechnął się nerwowo.
- Niestety cię nie znam, więc nie mogę ocenić. Ale nie wyglądasz mi na płatnego zabójcę czy coś.
- Nie muszę być płatna. Może robię to dla przyjemności? Rozbawiało mnie to, jaki nerwowy się stał po moich słowach.
- Jesteś zabawny i łatwowierny - roześmiałam się.
- A czy to aż tak złe cechy?
Uśmiechnął się nerwowo.
- Niestety cię nie znam, więc nie mogę ocenić. Ale nie wyglądasz mi na płatnego zabójcę czy coś.
- Nie muszę być płatna. Może robię to dla przyjemności? Rozbawiało mnie to, jaki nerwowy się stał po moich słowach.
- Jesteś zabawny i łatwowierny - roześmiałam się.
- A czy to aż tak złe cechy?
- Nie mówię, że tak, choć łatwowierność łatwo może Cię zgubić.
Po moich słowach, zaczęłam tonąć w myślach. Niepostrzeżenie mówiłam o sobie i o tym, jak ja zaufałam rodzicom, a oni w jednej chwili zawalili mi cały świat. Pewnie zaraz bym utonęła w tych pogrążających wspomnieniach, lecz głos ów chłopaka wybudził mnie z transu.
Po moich słowach, zaczęłam tonąć w myślach. Niepostrzeżenie mówiłam o sobie i o tym, jak ja zaufałam rodzicom, a oni w jednej chwili zawalili mi cały świat. Pewnie zaraz bym utonęła w tych pogrążających wspomnieniach, lecz głos ów chłopaka wybudził mnie z transu.
-
Halo? Gdzie lecisz? - dopytywał mnie machając mi rękoma przed oczami.
Obrzuciłam go jednym z moich ostrych spojrzeń, przez co chłopak lekko się speszył i odwrócił głowę do okna.
- Kurcze, tyle już rozmawiamy, a ja nadal nie znam twojego imienia. Chyba powinienem, prawda? Niepewnie i bardzo lekko odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie kątem oka.
- Hmm, nadal uważam, że nie jest Ci to potrzebne. - pokiwałam przecząco głową.
Westchnął.
- A ja uważam, że jest mi potrzebne do rozwinięcia naszej jakże interesującej znajomości. Nie sądzisz, że zaczęła się ona w sposób dość... oryginalny?
- Przez grzeczność nie przeczę, aczkolwiek nadal sądzę, że moje imię i tak niedługo puścisz w zapomnienie, więc po co zaprzątać sobie w ogóle nim głowę?
Pokręcił niedowierzająco głową.
- Wow, chyba pierwszy raz widzę kogoś takiego jak ty.
Obrzuciłam go jednym z moich ostrych spojrzeń, przez co chłopak lekko się speszył i odwrócił głowę do okna.
- Kurcze, tyle już rozmawiamy, a ja nadal nie znam twojego imienia. Chyba powinienem, prawda? Niepewnie i bardzo lekko odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie kątem oka.
- Hmm, nadal uważam, że nie jest Ci to potrzebne. - pokiwałam przecząco głową.
Westchnął.
- A ja uważam, że jest mi potrzebne do rozwinięcia naszej jakże interesującej znajomości. Nie sądzisz, że zaczęła się ona w sposób dość... oryginalny?
- Przez grzeczność nie przeczę, aczkolwiek nadal sądzę, że moje imię i tak niedługo puścisz w zapomnienie, więc po co zaprzątać sobie w ogóle nim głowę?
Pokręcił niedowierzająco głową.
- Wow, chyba pierwszy raz widzę kogoś takiego jak ty.
Jesteś inna od wszystkich dziewczyn, jakie poznałem do tej pory.
- Nigdy nie lubiłam być taka, jaką inni chcą, abym była.
- Ale absolutnie. Ja nie mówię, że jesteś zła, wręcz przeciwnie. Choć co prawda mogłabyś być troszkę bardziej otwarta i mniej tajemnicza.
- Tajemniczość podobno dodaje uroku - uśmiechnęłam się pod nosem - ja nie wiem, czy mi coś dodaje, bo chyba mi niczego nie brakuje.
- Widzę, że jesteś skromna. - zaśmiał się szczerze. - No, ale dobrze. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć jak masz na imię, to już do niczego nie zmuszam.
- Ale absolutnie. Ja nie mówię, że jesteś zła, wręcz przeciwnie. Choć co prawda mogłabyś być troszkę bardziej otwarta i mniej tajemnicza.
- Tajemniczość podobno dodaje uroku - uśmiechnęłam się pod nosem - ja nie wiem, czy mi coś dodaje, bo chyba mi niczego nie brakuje.
- Widzę, że jesteś skromna. - zaśmiał się szczerze. - No, ale dobrze. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć jak masz na imię, to już do niczego nie zmuszam.
-
I na to czekałam od początku, jeżeli jest Ci pisane poznać moje imię,
to obiecuję, że jeżeli kiedykolwiek jakiś cudem się spotkamy, to
bezzwłocznie wyjawię Ci me imię. - powiedziałam to z lekkim uśmiechem na
twarzy.
Ten
chłopak miał w sobie coś urzekającego. Po prostu, potrafił wywołać na
mojej twarzy uśmiech, szczery uśmiech, którego nikt już bardzo dawno na
mojej twarzy na pewno nie widział.
- Zgoda - wyciągnął ku mnie rękę, jakby chcąc zapieczętować jakiś zakład czy coś w tym stylu. Nie podniosłam dłoni i nie miałam zamiaru uściskać jego ręki. Może i był urzekający i w ogóle, ale nie chciałam, żeby od razu myślał, że mnie ma. Jeszcze coś by mu wleciało do głowy, że na niego lecę. Chciałby!
Laura Marie Marano nie leci na pierwszego lepszego! Hola..Laura Marie Marano, nie leci na nikogo! - krzyczałam sobie w myślach.
- Zgoda - wyciągnął ku mnie rękę, jakby chcąc zapieczętować jakiś zakład czy coś w tym stylu. Nie podniosłam dłoni i nie miałam zamiaru uściskać jego ręki. Może i był urzekający i w ogóle, ale nie chciałam, żeby od razu myślał, że mnie ma. Jeszcze coś by mu wleciało do głowy, że na niego lecę. Chciałby!
Laura Marie Marano nie leci na pierwszego lepszego! Hola..Laura Marie Marano, nie leci na nikogo! - krzyczałam sobie w myślach.
-
No okey, pogadać sobie można, ale ja muszę się przebrać bo wyglądam... -
szukałam odpowiedniego słowa do zapełnienia tej luki. - brzydko i
niedbale. - ładnie zakończyłam.
Na szczęście spakowałam jedne spodnie i bluzkę na wszelki wypadek do podręcznej torby. Jakbym była jakimś jasnowidzem, widzicie? Laura Marie Marano posiada takie moce, jak nikt inny!
- Jasne, idź.
Wyjęłam z torby czarne rybaczki, wstałam z fotela i ruszyłam ku toalecie. Pociągnęłam za klamkę. Cholera, zajęte. A do tego zaczęły się lekkie turbulencje. Cholera, cholera, cholera! Okej, jednak się czegoś boję! Kto by pomyślał, że to będzie taka błaha rzecz. No cóż, przebiorę się gdy toaleta będzie wolna. Wróciłam do chłopaka, a ten popatrzył na mnie dziwnie.
Na szczęście spakowałam jedne spodnie i bluzkę na wszelki wypadek do podręcznej torby. Jakbym była jakimś jasnowidzem, widzicie? Laura Marie Marano posiada takie moce, jak nikt inny!
- Jasne, idź.
Wyjęłam z torby czarne rybaczki, wstałam z fotela i ruszyłam ku toalecie. Pociągnęłam za klamkę. Cholera, zajęte. A do tego zaczęły się lekkie turbulencje. Cholera, cholera, cholera! Okej, jednak się czegoś boję! Kto by pomyślał, że to będzie taka błaha rzecz. No cóż, przebiorę się gdy toaleta będzie wolna. Wróciłam do chłopaka, a ten popatrzył na mnie dziwnie.
- Co, założyłaś takie same spodenki i znów ktoś oblał Ci je kawą? - zaśmiał się.
-
Ha ha, bardzo śmieszne. Po prostu toaleta zajęta. - usiadłam bezwładnie
na fotelu, czekając aż usłyszę brzdęk klamki w WC i będę mogła pójść
przebrać dolną partię mej garderoby.
I w tej chwili, przypomniałam sobie, że miałam wykonać telefon do przyjaciółek, lecz gdy tylko usłyszałam, że ktoś wychodzi z toalety, jak oparzona wstałam z mojego miejsca i skierowałam się w stronę tego miejsca. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło gdy zobaczyłam, że z toalety wychodzi Debby!
- Debby? - spytałam, rzucając się przyjaciółce w ramiona - co ty tu robisz? - Mogłabym cię zapytać o to samo - spojrzała na mnie podejrzliwie. - Jadę do ojca na trochę czasu. A ty? Czekałam na wyjaśnienia.
- Czekaj, Ty jedziesz do ojca, do LA?! - wykrzyknęła radośnie.
I w tej chwili, przypomniałam sobie, że miałam wykonać telefon do przyjaciółek, lecz gdy tylko usłyszałam, że ktoś wychodzi z toalety, jak oparzona wstałam z mojego miejsca i skierowałam się w stronę tego miejsca. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło gdy zobaczyłam, że z toalety wychodzi Debby!
- Debby? - spytałam, rzucając się przyjaciółce w ramiona - co ty tu robisz? - Mogłabym cię zapytać o to samo - spojrzała na mnie podejrzliwie. - Jadę do ojca na trochę czasu. A ty? Czekałam na wyjaśnienia.
- Czekaj, Ty jedziesz do ojca, do LA?! - wykrzyknęła radośnie.
- No tak, ale o co chodzi?
- Ja jadę do cioci Rachel! Do Los Angeles! - nadal krzyczała nie zrzucając z twarzy uśmiechu.
- Czyli że będziemy się może codziennie widywać? - spytałam, upewniając się, czy dobrze zrozumiałam całą rozmowę.
- Czyli że będziemy się może codziennie widywać? - spytałam, upewniając się, czy dobrze zrozumiałam całą rozmowę.
-
No raczej tak - dziewczyna nie traciła optymizmu.
Ludzie siedzieli na swoich miejscach i z zainteresowaniem patrzyli na
nas.
Halo, czy mam coś na twarzy? Uważam, że tu nie ma nic ciekawego. Czemu tego nie powiedziałam na głos.
Halo, czy mam coś na twarzy? Uważam, że tu nie ma nic ciekawego. Czemu tego nie powiedziałam na głos.
- To świetnie - znów się lekko uśmiechnęłam. Jakiś dzień dobroci dla zwierząt chyba.
- Ale tak z innej beczki. Co Ty zrobiłaś ze swoim ubraniem? - spytała wskazując na moje brudne spodenki.
- Ale tak z innej beczki. Co Ty zrobiłaś ze swoim ubraniem? - spytała wskazując na moje brudne spodenki.
- Chłopak z którym "dzielę" siedzenia oblał mnie latte - skrzywiłam się na myśl o tym.
- Skąd od ma tu latte?! Gdzie on jest?!
- No już nie ma - wskazałam z lekką pretensją w głosie wskazując na brudne partie mych ubrań.
Debby zachichotała.
- Może to nowa forma podrywu? Nie znam się zbytnio na tym.
Miałam ochotę ją poćwiartować, spalić, ożywić i znów poćwiartować. I Nick'a też. Wow, kto by pomyślał, że jestem taką sadystką?
Po otrząśnięciu się z moich dziwnych myśli, weszłam do toalety i szybko przebrałam się w czyste i świeże spodenki, no lepiej.
O
dziwo, Debby stała nadal czekając na mnie. Ruchem ręki pokazałam jej
aby szła za mną, gdy zatrzymałam się przy swoim fotelu ona dosłownie
pożerała bruneta wzrokiem.
- To Ty jesteś Nick, tak? - spytała.
- No tak, ona Ci powiedziała? - pokazał na mnie lekko się śmiejąc.
- No tak, La... - zatkałam jej usta buzią. No przecież chłopak ma nie wiedzieć jak mam na imię.
Nick spojrzał na nas jak na dwie wariatki, a ja zachichotałam nerwowo.
- No nie wiesz, miałeś nie znać mojego imienia, do rzekomego drugiego spotkania, o, które mogę sobie głowę urwać, że do niego nie dojdzie. - opadłam na swoje miejsce.
- Aż tak strasznie będzie, jeżeli poznam twoje imię?
- Będę musiała cię zabić - powiedziałam poważnym tonem, przez co chciało mi się śmiać.
- I wtedy będzie dramat - zanuciła Debby - słuchaj, La... - nie dokończyła, widząc mój wzrok - słuchajcie, dobre człowieki, idę na swoje miejsce. Do zobaczenia po lądowaniu.
Nick spojrzał na nas jak na dwie wariatki, a ja zachichotałam nerwowo.
- No nie wiesz, miałeś nie znać mojego imienia, do rzekomego drugiego spotkania, o, które mogę sobie głowę urwać, że do niego nie dojdzie. - opadłam na swoje miejsce.
- Aż tak strasznie będzie, jeżeli poznam twoje imię?
- Będę musiała cię zabić - powiedziałam poważnym tonem, przez co chciało mi się śmiać.
- I wtedy będzie dramat - zanuciła Debby - słuchaj, La... - nie dokończyła, widząc mój wzrok - słuchajcie, dobre człowieki, idę na swoje miejsce. Do zobaczenia po lądowaniu.
- Oj no weź La, wyjaw mi resztę liter swojego imienia - zrobił minkę psiaka.
- Wybacz, na mnie to nie działa, zajmij się sobą dobry ludziu - zaśmiałam się.
- Serio? Czy ty uczęszczałaś kiedyś na lekcję swego ojczystego języku? - spytał z ironią.
- Nie, wiesz? Przez całe życie wagarowałam i nigdy nie chodziłam do szkoły. Roześmiał się i całą drogę poświęciliśmy rozmowie, a Nick dalej nie wiedział, jak mam na imię.
*Oczami Ross'a*
Wczorajszy dzień zakończył się spokojnie. Pogadaliśmy trochę z Rocky'im i o jego wrażliwym ego. Zgodził się z nami, choć uważam, że nie do końca nas zrozumiał.
- Nie, wiesz? Przez całe życie wagarowałam i nigdy nie chodziłam do szkoły. Roześmiał się i całą drogę poświęciliśmy rozmowie, a Nick dalej nie wiedział, jak mam na imię.
*Oczami Ross'a*
Wczorajszy dzień zakończył się spokojnie. Pogadaliśmy trochę z Rocky'im i o jego wrażliwym ego. Zgodził się z nami, choć uważam, że nie do końca nas zrozumiał.
Rocky to Rocky, nigdy go nie zrozumiem. Czasami przez niego są takie odpały, że odbija się to na nas wszystkich! Dziś
postanowiliśmy (już spokojnie, bez krzyków) iść na plażę. Bez żadnych
kłótni, zbędnych ceregieli. Szybko przyszykowaliśmy stroje i wszystkie
potrzebne rzeczy spakowaliśmy do jednego dużego plecaka, który musiał
nieść Riker. Dziś na niego był czas.
Zaszliśmy całą paczką jeszcze po Spencera i Billy'ego i mogliśmy ruszać. Przez całą drogę popychaliśmy się i żartowaliśmy,
rozmawiając o wszystkim. Czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie i
byliśmy ze sobą mocno związani. Nie wyobrażam sobie dnia bez tych
czubków! Gdy dotarliśmy na plażę szybko rozłożyliśmy swoje
ręczniki. Rydel poszła chyba podrywać swojego przystojnego ratownika, a
Rocky, Ellington oraz Spencer poszli kupić sobie lody. Na pewno nie
pomyślą nawet o nas, więc trzeba planować samemu się ruszyć.
Na ręcznikach, zostałem wraz z Riker'em i Billy'im. Ahh, cóż za cudowna ekipa.
- To co, którą zarywacie? - spytał blondyn, poruszając znacząco brwiami, no tak cały Rik.
- Jaaaaaa muszę się jeszcze porozglądać. - brunet dał znać o sobie.
- A Ty? - Riker wyczekiwał pewnie, aż wskażę dziewczynę, którą będę zarywał.
-
Przykro mi ja nie z tych. - poruszałem przecząco głową i zamykając
oczy, położyłem się na ciepłym ręczniku. Po chwili Rocky i Ell wrócili,
dzierżawiąc w rękach lody.
- Ile gałek tym razem? - spytałem.
- Rocky 8, a ja 5. Słabo, ale ostatnio gdy tylko spożywam coś zimnego, od razu bolą mnie siekacze. - skrzywił się Ellington.
-
To się wybierz do dentysty. Tak czy inaczej, idzie ktoś popływać? -
skierowałem pytanie, do całej mojej grupy, lecz ich odpowiedzi przerwał
mój telefon, wibrujący w kieszeni spodenek. Dobrze, że odezwał się
teraz, bo za chwilę, byłoby już po nim.
- Halo? - odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz.
- Ross, gdzie wy jesteście? - Nick zawarczał mi do słuchawki. A no tak, miałem po niego wyjechać na lotnisko. Szlak!
- No na plaży, a co? - wolałem udawać głupiego, niż od razu dostać ochrzan.
-
Nie wiem, czy pamiętasz, ale przypomnę dla twojego dobra, że miałeś po
mnie przyjechać na lotnisko! - tak się wydarł do słuchawki, aż musiałem
odsunąć telefon od ucha, bo by mi chyba bębenki popękały.
W
tle usłyszałem ciche chichoty dziewczyn. Ludzie, ten to ma powodzenie.
Chyba kolejne laski wyrwał, tym razem w samolocie. Farciarz.
-
Nick, daj spokój - odezwała się jedna z nich - mój tata zaraz po mnie
przyjedzie, więc możemy cię podwieźć. I ciebie Debby, też.
- Kurde, a ja nadal nie znam twojego imienia - odezwał się z smutkiem.
- Przerabialiśmy to - powiedziała, wzdychając.
- Co tam się do cholery dzieje? - spytałem, no kurde, on już wyrwał jakieś laski.
- Przerabialiśmy to - powiedziała, wzdychając.
- Co tam się do cholery dzieje? - spytałem, no kurde, on już wyrwał jakieś laski.
- Nic, nic, kochany przyjacielu. - powiedział z jadem po czym dodał - poradzę sobie.
- Nie ma za co - powiedziałem rozbawiony, próbując rozładować sytuację.
- Nie ma za co - powiedziałem rozbawiony, próbując rozładować sytuację.
-
Więcej cię o nic nie poproszę, kumplu. Żeby obca dziewczyna, której
imienia nadal nie znam - znów podkreślił to, co było dla mnie oczywiste -
musiała mi pomagać.
- Nie wygłupiaj się już z tym imieniem. Mów jej po imieniu i tyle. Czasem nie rozumiem Twej głupiej logiki. - powiedziałem zmieszany.
- Ale ja nie znam jej imienia, nie rozumiesz tego?!
- Nie wygłupiaj się już z tym imieniem. Mów jej po imieniu i tyle. Czasem nie rozumiem Twej głupiej logiki. - powiedziałem zmieszany.
- Ale ja nie znam jej imienia, nie rozumiesz tego?!
- Ale jak to nie znasz?
- Tak to - warknął - ona nie chce mi powiedzieć. Uważa, że nie jest one mi potrzebne.
- Bo nie jest! - krzyknęła gdzieś z daleka.
- Nie podsłuchuj! - odkrzyknął do niej.
- Wcale nie podsłuchuję! Ja po prostu mam tak doskonały słuch, że wszystko słyszę!
Zbaraniałem. Stałem na środku plaży z telefon w ręku, nic nie rozumiejąc.
- Bo nie jest! - krzyknęła gdzieś z daleka.
- Nie podsłuchuj! - odkrzyknął do niej.
- Wcale nie podsłuchuję! Ja po prostu mam tak doskonały słuch, że wszystko słyszę!
Zbaraniałem. Stałem na środku plaży z telefon w ręku, nic nie rozumiejąc.
- Cisza! - wydarłem się do słuchawki - o co chodzi? Wytłumaczyć mi to, teraz i na spokojnie!
- Nic takiego. Po prostu siedziałem na fotelu obok dziewczyny i potem wylałem na nią kawę. Rozmawialiśmy długo i postanowiła wyjawić mi swoje imię, jeśli drugi raz się spotkamy.
- Co to za dziwna logika? - zadałem pytanie.
- Nic takiego. Po prostu siedziałem na fotelu obok dziewczyny i potem wylałem na nią kawę. Rozmawialiśmy długo i postanowiła wyjawić mi swoje imię, jeśli drugi raz się spotkamy.
- Co to za dziwna logika? - zadałem pytanie.
No wybaczcie, ale nie mogłem tego zrozumieć. Przecież imię to imię, jak każde inne.
- Po prostu - teraz usłyszałem jej głos głośno i wyraźnie; chyba wyrwała mu telefon z ręki - nie chcę, aby każdy mnie znał, kogo ja znać nie będę. Jeśli mamy się znać na dłużej, jeszcze się spotkamy. Proste!
- Po prostu - teraz usłyszałem jej głos głośno i wyraźnie; chyba wyrwała mu telefon z ręki - nie chcę, aby każdy mnie znał, kogo ja znać nie będę. Jeśli mamy się znać na dłużej, jeszcze się spotkamy. Proste!
- Jak ty usłyszałaś to, co powiedziałem, bezimienna istoto?
- Powiedziałam, że mam fantastyczny słuch. Reszty wiedzieć nie musisz. Trzymaj, Nick - powiedziała cicho.
Po sekundzie znów mogłem słyszeć mojego przyjaciela, czyli ta osoba oddała mu telefon.
- Ty, ale wiesz jaka z niej laska! - zawył do telefonu półszeptem, wiadomo, dzięki temu go nie usłyszała.
- Powiedziałam, że mam fantastyczny słuch. Reszty wiedzieć nie musisz. Trzymaj, Nick - powiedziała cicho.
Po sekundzie znów mogłem słyszeć mojego przyjaciela, czyli ta osoba oddała mu telefon.
- Ty, ale wiesz jaka z niej laska! - zawył do telefonu półszeptem, wiadomo, dzięki temu go nie usłyszała.
- Hola kolego. Uważaj sobie! - usłyszałem jej lekko ochrypnięty głos w tle, przeliczyłem się wraz z Nick'iem.
- Dobra, w każdym bądź razie, gdzie jesteście?
- Na plaży, a co?
- Odwieziesz mnie na plażę? - spytał pewnie tej dziewczyny.
- Jasne, ale będzie z bagażami łaził po plaży? - spytała.
- No czemu podsłuchujesz?! To męska rozmowa. - musiałem zareagować.
-
Pfff, to powiedz swojemu koledze, aby wyłączył tryb głośnomówiący.
Trudno nie usłyszeć i to nie tylko mi, ale też innym ludziom z lotniska.
Miałem już nawrzeszczeć na kolegę, ale usłyszałem dalsze głosy.
- Twój tata! - wykrzyknął inny kobiecy głos.
- Witaj córeczko, jak lot? Jak się masz? Opowiadaj. - i tu wyjawił się gruby, męski głos.
-
Daruj sobie, że Cię to interesuje i daj spokój. Miejmy to za sobą. -
chłodno odezwała się dziewczyna, której imienia nie znamy.
Dziwne, nie była zbyt miła w stosunku do swojego ojca. To było bardzo dziwne.
Okej, nie wszyscy muszą mieć fantastyczny kontakt ze swoimi rodzicami, ale to była już przesada. Nigdy nie słyszałem jeszcze takiej nagłej zmiany. Przed chwilą żartowała, była zadowolona, a teraz była chłodna i niedostępna. Coś tu musi być nie tak.
Okej, nie wszyscy muszą mieć fantastyczny kontakt ze swoimi rodzicami, ale to była już przesada. Nigdy nie słyszałem jeszcze takiej nagłej zmiany. Przed chwilą żartowała, była zadowolona, a teraz była chłodna i niedostępna. Coś tu musi być nie tak.
Mężczyzna westchnął głęboko.
- Ummm, kochana - chciała uspokoić ją Debby, o ile dobrze pamiętam. Chciała chyba wydać jej imię, ale się powstrzymała i zastąpiła je innymi słowami.
- Ummm, kochana - chciała uspokoić ją Debby, o ile dobrze pamiętam. Chciała chyba wydać jej imię, ale się powstrzymała i zastąpiła je innymi słowami.
- Co? Mam być spokojna? Miła? Dla tego człowieka będzie trudno wiesz. - zimno odpowiedziała.
- Dobrze o tym wiem - westchnęła przeciągle - ale uważam, że trochę przesadzasz. Macie spędzić ze sobą naprawdę dużo czasu i uważam, że powinniście się z tatą trochę dogadać.
- Dogadać się z człowiekiem, który zniszczył Ci życie? Przez, którego dziś nie potrafisz się szczerze uśmiechnąć, który zmienił mnie w oziębłą laskę, bez uczuć? Przykro mi, nie da się.
- Sorry stary, muszę już kończyć - powiedział niepewnie Nick - zobaczymy się niedługo. Już po chwili usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia.
No tak, nie dziwmy się. Ta sytuacja była niezręczna, ale zupełnie nie wiem o co mogło chodzić.
- Dobrze o tym wiem - westchnęła przeciągle - ale uważam, że trochę przesadzasz. Macie spędzić ze sobą naprawdę dużo czasu i uważam, że powinniście się z tatą trochę dogadać.
- Dogadać się z człowiekiem, który zniszczył Ci życie? Przez, którego dziś nie potrafisz się szczerze uśmiechnąć, który zmienił mnie w oziębłą laskę, bez uczuć? Przykro mi, nie da się.
- Sorry stary, muszę już kończyć - powiedział niepewnie Nick - zobaczymy się niedługo. Już po chwili usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia.
No tak, nie dziwmy się. Ta sytuacja była niezręczna, ale zupełnie nie wiem o co mogło chodzić.
Po chwili dostałem sms'a od kumpla "Będę za 15 minut na plaży, wyjeżdżamy." - okey, czyli nie ma po co wskakiwać do wody.
- Zbieramy się kochani! - wykrzyknąłem bojowo, a mina wszystkim zrzedła.
- A to niby dlaczego? - spytała pretensjonalnie Rydel.
- Och, przepraszam, że przeszkadzam ci wyrywać chłopaka, który i tak z tobą nie będzie - powiedziałem z sarkazmem - ale Nick przyjeżdża i musimy być przygotowani na jego przyjście. Najlepiej bądźmy niedaleko wyjścia, wtedy się nie zgubi.
Po chwili narzekania, staliśmy już przed wejściem na plażę. Podjechała koło nas, czarna duża terenówka, z której po chwili wyszedł Nick i z pomocą kierowcy auta, starszego mężczyzny, wyjął bagaże z bagażnika i podszedł do nas, gdy auto zaczęło odjeżdżać.
- A to niby dlaczego? - spytała pretensjonalnie Rydel.
- Och, przepraszam, że przeszkadzam ci wyrywać chłopaka, który i tak z tobą nie będzie - powiedziałem z sarkazmem - ale Nick przyjeżdża i musimy być przygotowani na jego przyjście. Najlepiej bądźmy niedaleko wyjścia, wtedy się nie zgubi.
Po chwili narzekania, staliśmy już przed wejściem na plażę. Podjechała koło nas, czarna duża terenówka, z której po chwili wyszedł Nick i z pomocą kierowcy auta, starszego mężczyzny, wyjął bagaże z bagażnika i podszedł do nas, gdy auto zaczęło odjeżdżać.
- Pa, Nick! - z okna wystawiła głowę jeszcze ładna czerwonowłosa dziewczyna, a potem auto zniknęło z punktu widzenia.
- To ta bezimienna? - zapytałem, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie prócz Nick'a.
- Niestety nie. Nie możesz podziwiać jej urody. Przykro mi.
- Nie wierzę, że jest aż tak ładna. - prychnąłem.
- Aż być się zdziwił, stary - Nick poklepał mnie po plecach - zdziwiłbyś się jak nic.
- Masz do niej numer? - zawył Riker.
******************************************************************************************************
Cześć kochani! Dawno nie dodawałyśmy rozdziału i serdecznie przepraszamy za zwłoke, ale po prostu wiecie - brak czasu. Pracowałyśmy z Szanell nad tym kilka tygodni i w końcu jest! Komentujcie, a my postaramy się dodać nexta szybciej.
Cześć kochani! Dawno nie dodawałyśmy rozdziału i serdecznie przepraszamy za zwłoke, ale po prostu wiecie - brak czasu. Pracowałyśmy z Szanell nad tym kilka tygodni i w końcu jest! Komentujcie, a my postaramy się dodać nexta szybciej.
Hola, a tu Szanell! Po krótce, powiem Wam, że zamierzam odejść z bloggera, no cóż kłopoty i tak dalej. Nie wiem co z tym zrobię, ale cóż, Cristal i CrazyMonika, nie dają za wygraną i cały czas mówią, że mi nie pozwolą. Faktycznie żal mi to zrobić, zastawiam się. Ale teraz ciekawostka o rozdziale! To tak, przed chwilką kończyłyśmy z Cristal rozdział gdy nagle jej popsuła się klawiatura, a po chwili ja nie miałam litery "c", którą i teraz muszą kopiować. Do tego teraz Ola musiała zmykać, bo jej piesek zawsze wyczuwa ten moment i chciał wyjść, a u mnie moja mama wyskoczyła ze słowami "Iza, muszę coś zobaczyć" i bla bla bla. Teraz też siedzi mi na głowie, więc lecę i papa!
Przepraszamy za błędy i prosimy o komentarze! ^^
Zapraszamy Was do zakładki z kontaktem. Miło by było z kimś popisać więc zapraszamy do kontaktu! Nie gryziemy! :D
Bezimienna:)Cudny pomysł
OdpowiedzUsuńO Jezu, to jest mega odjechany i niepowtarzalny pomysł, a każdy chyba wie, że to dobrze. Haha śmieszne i wspaniałe, czekam na następny!
OdpowiedzUsuń~ Miranda
Bezimienna xd cudo!
OdpowiedzUsuńNIE ODCHODź JUŻ CI TO PISAŁAM !
C. U. D. O. !!
OdpowiedzUsuńA to "Bezimienna", boskie ♡
Czekam na next ♥
PS: Nie chce, żebyś obchodziła :(
genialny i liczę na szybkiego nexta, bo zwariuję :D
OdpowiedzUsuńBezimienna ^_^ Która to wymyśliła?
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny *_________________________________*
Czekam na next!
Ten blog to jedno wielkie MISTRZOSTWO ! ;3 Rozdział bardzo mi się spodobał *.* Mam nadzieję, że będą dodawane częściej, bo ten blog jest MEGA ! :D
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaa jest rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zarąbisty!!! Bezimienna hahahhahaha!!! Nie no nie mogę rozwaliłyście mnie tym!!!! Czekam niecierpliwie na nexta!!
OdpowiedzUsuńPS: NIE ODCHODŹ!!!!!!!
Naprawdę ten pomysł z bezimienną jest mistrzowski! Nie mogę się naczytać, ahhh, byłam na wakacjach i nie mogłam komentować, ale na drufim blogu Iza widziałam, że robisz przerwę lub odchodzisz. Ej co to ma być?! Masz zostać i koniec kropka, lalalalala, zacytuję Ally:
OdpowiedzUsuń"Nie ma dogadywanek! Lalalalala!"
Czekam na NASTĘPNY ROZDZIAŁ!
Mistrzuniu, oddaję ci honory, bo jesteś boska z tym pomysłem i bezimienną, bo przecież wiadomo, ze oni się jeszcze spotkają... Ciekawe... No cóż czekam na next, by dowiedzieć się jak wszystko dalej się potoczy. Czekam na next. Zapraszam na: laura-vanessa-r5-i-reszta.blogspot.com Wpadniesz do mnie? :)
OdpowiedzUsuń