wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 1 ~ "Człowiek jest słaby, a przeciwieństwa losu silne."

*Oczami Laury*

Ranek. Zbudził mnie odgłos budzika. 'Jasna cholera, dlaczego mam nastawiony budzik, w sobotę na godzinę 07:00?!' - pomyślałam. Po chwili jednak zrozumiałam, że dziś nie ma soboty. Dziś jest poniedziałek. Pierwszy poniedziałek całkowicie wolny od szkoły, początek wakacji. Większość osób, które są zmuszane do uczęszczania do tego miejsca, teraz skaczą z radości. Ja też nie lubię szkoły, ale czy lubię wakacje? I w ogóle, czy ja coś na tym świecie jeszcze lubię? No właśnie. Leniwie, zaczęłam wstawać z łóżka. Wiele osób położyło by się spać ponownie, lecz ja nie należę do tej grupy. Dlaczego? To proste. Po prostu gdy już się zbudzę nie ma najmniejszej szansy na ponowne uśnięcie. Po długiej walce z kołdrą, którą byłam niemiłosiernie oplątana, wstałam z łóżka, wcześniej ubierając swoje fioletowe, ciepłe kapcie. Z krzesła zgarnęłam szlafrok. Zaintrygował mnie widok za oknem. Nowy Jork, każdy tak bardzo zachwyca się tym miastem. Uważa je za raj na ziemi, ale tak naprawdę wcale takie nie jest. Jest okres zimowy. Bez przerwy jest mróz, wręcz siarczysty. Wiatr wzbudza nieprzyjemne dreszcze. Widok za oknem? Może nie jest najgorszy, ale nie wzbudza podziwu ani zadowolenia dla mojego serca, duszy ani umysłu. Nienawidzę tego miasta. Tak bardzo chciałabym być znowu w słonecznym Los Angeles. I nie chodzi tu tylko o słońce. Chciałabym ponownie mieszkać tam z moją rodziną. CAŁĄ RODZINĄ. A teraz? Siostra w Miami. Ja z matką w Nowym Jorku, a ojciec cieszy się kalifornijskim słońcem. Ale czekaj Laura, stop! Po co to wszystko wspominać? Co się stało to się nie odstanie! Z tą myślą, otworzyłam cichutko drzwi i niesłyszalnie dobrnęłam do kuchni znajdującej się na parterze. Kierunek lodówka. Jakieś ciasto, puszki wypełnione sama nie wiem czym, warzywa, dżemy, nabiał i inne cuda wianki, ale nie, przecież prosić o zwykły jogurt to zbyt dużo, prawda?! 
- Cześć, kochanie - do kuchni weszła matka. Od razu wiedziałam, że znowu będzie próbowała mnie udobruchać, abym była grzeczną dziewczynką. Na twarz "nałożyłam" maskę i nie odwróciłam się nawet w jej stronę. 
- Cześć - mruknęłam, wyjmując z lodówki to, co było jeszcze dobre do jedzenia.
Wyjęłam chleb i pokroiłam na kromki, smarując masłem i kładąc na to ser. Dokroiłam jeszcze pomidora i zaczęłam pałaszować swój posiłek. Odwróciłam się do matki i patrzyłam na nią znacząco. Chciałam być sama i ona dobrze o tym wiedziała, jednak nadal stała w miejscu. Przypatrując mi się uważnie. Dobrze wiedziała, że tego nie lubię. Zawsze mnie to prowokowało. No może nie zawsze, tylko od wtedy kiedy razem z ojcem zadali mi najbardziej bolesny cios w życiu. Nie mogłam już wytrzymać jej wzroku, uporczywie mnie świdrującego więc postanowiłam przemówić. 
- Co się tak gapisz? - spytałam z wyrzutem. 
- A Ty dlaczego TO robisz? - wiedziałam do czego zmierza. 
- Znów zaczynasz?! Może dasz mi w końcu święty spokój. Wciąż się mnie czepiasz, wiesz?! Ale okey, chcesz wiedzieć czemu? Bo razem z ojcem zadaliście mi cios prosto w serce?! Wy myślicie, że to fajnie mieć  tylko jednego rodzica przy sobie?! Żebyście chociaż raczyli zamieszkać w tym samym mieście, a nie porozjeżdżaliście się w dwie różne strony kontynentu! - chciała coś powiedzieć, lecz ja nadal ciągnęła swój monolog. 
- I nawet nic nie mów! Miałaś dwójkę rodziców przy sobie i ich zostawiłaś też, teraz gdy potrzebowali na starsze lata Twojej opieki! Zobaczymy jak Ty się poczujesz jak ja albo Vanessa Ci tak zrobimy co?! Nie chcę Cię słuchać! Nic nie wiesz o tym bólu. Zamilcz. - wykrzyczałam jej w twarz i pobiegłam do swojego pokoju.
Byłam wściekła i bolało mnie to wszystko, co było prawdą. Pomimo wszystkiego poczułam się lepiej. Prawda była straszna i bolesna. Naprawdę, kochałam i kocham nadal moich rodziców, ale nie potrafię się inaczej z nimi porozumiewać niż przez kłótnie lub suche rozmowy. Zranili mnie. I to bardzo. Teraz niech oni się nacierpią. Ojciec często dzwoni, przeprasza, mówi, że mnie kocha. Ale dlaczego nigdy nie poprosi o spotkanie? Dlaczego do mnie nie przyjedzie? A jeżeli obydwoje chcą mojego szczęścia to czemu chociaż nie  zamieszkają bliżej siebie?! Właśnie, więc widocznie pieprzy ich moje szczęście. Jeżeli w ogóle wiedzą co oznacza to słowo. Bo szczerze? Ja już zapomniałam jaka była jego definicja. Czułam się okropnie. Bardzo tęsknię za ojcem, ale co to da? On nawet nie chce mnie częściej widzieć. On chyba w ogóle nie chce mnie widzieć. Znudził go chyba mój pesymizm, oschły głos i wieczne kłótnie. W sumie, nie dziwię mu się. Sama chciałabym być innym człowiekiem, ale przeszłość mi na to nie pozwala. Na początku, myślałam, że mój oschły, lekceważący i ogólnie wszystko mający w dupie charakter, pomoże mi wyjść na prostą. Zapomnieć o tym wszystkim i, że potem wrócę do swoich dalszych nawyków, zachowań, zainteresowań i do prawdziwej mnie. Ale się pomyliłam. Tak bardzo zaczęłam się w to wczuwać, że w końcu utknęłam i do dziś nic nie potrafię z tym zrobić lub może moje serce, dusza lub umysł tego nie chce? Tego nie wiem. Ale wiem jedno. STĄD POWROTU JUŻ NIE MA. To za bardzo mnie pochłonęło.
- Laura, słuchaj - powiedziała matka, wchodząc do mojego pokoju jak cień - rozmawiałam z ojcem i tak się zastanawiamy, czy nie chciałabyś pojechać do niego na wakacje. 
Hmm, kusząca propozycja. Los Angeles, wieczne słońce i ciepło. Czemu nie? Nawet bardzo tego chcę, ale skąd ja mam wiedzieć, czy nie robią tego z litości. Czy nie robią tego tylko po to, abym o wszystkim zapomniała i abym była tą wspaniałą córeczką sprzed lat. Propozycja wystrzałowa. Aż się dziwię, że w ogóle coś mnie zadowoliło, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Miałam kamienną twarz. 
- Zastanowię się. - powiedziałam sucho, wpatrując się w obraz za oknem. 
Znów lało jak z cebra, miałam już serdecznie dość tej dennej i przygnębiającej pogody . Ten wyjazd jest dla mnie miły właśnie dlatego, że tak zawsze jest słońce. Coś co kocham ponad życie. Odwróciłam się w stronę matki. Nadal była w moim pokoju. Popatrzyłam na nią złowrogo a po chwili zrobiłam duże oczy i wskazałam oczami na drzwi. Zrozumiała mnie. Wyszła. Chociaż raz.

*Oczami Ross'a*

Los Angeles. Miasto, w którym mieszkam od lat i które kocham całym swoim sercem. Kocham te gorące słońce, szum oceanu. Można tu się bawić w najlepsze i nigdy nie można się nudzić!
Od najmłodszych lat uwielbiam surfing, więc to jest dla mnie raj. Z resztą, czym się tu przejmować? Mam wszystko, co mi do szczęścia potrzebne. Nigdy nie byłem taki, który narzekał na swój los. Nie chciałem mieć czegoś ponadto i nie lubiłem ludzi, którzy uważali się za lepszych. Lecz niestety, takich osób jest na świecie zbyt wiele. Jest lato, co nikogo nie dziwi. Przecież tu panuje, wieczne lato! Ludzie pluskający się w wodzie i opalający na słońcu, dzieci robiące zamki z piasku. Właśnie dzieci. Czasem zastanawiam się czy spotkam kiedykolwiek swoją druga połówkę. Jestem chłopakiem, ale bardzo pragnę tego, aby jakaś dziewczyna czuła się przy mnie bezpieczna i abyśmy mieli gromadkę dzieci. Czasami mam chwilę zwątpienia. Boję się, że niema dla mnie drugiej połówki na tym świecie. Mam 18 lat, większość moich kolegów, ma dziewczyny, a ja na dobrą sprawę nawet się nie całowałem. Nie chcę zaprzepaścić tego wyjątkowego uczucia i oddać je komuś kto na nie nie zasługuje. Może to i żenujące, ale nie dla mnie i mojej rodziny. Uważają, że to przesłodkie. Ja po prostu chcę zrobić to z dziewczyną, którą będę kochał całym swoim sercem, które jej oddam. Ale może nie będę się nad sobą użalał. Nie lubię tego robić, wolę myśleć pozytywnie. Oglądałam telewizję. Siostra w swoim pokoju a bracia prócz Riker'a wybrali się do sklepu, pod naciskiem Rydel. Ooo, ta to ma głos! Jak wrzaśnie, to wszyscy staną na baczność i zrobi wszystko, co będzie kazała.Oczywiście nie zawsze ma z Nami tak łatwo, ale gdy użyje swego potężnego głosu, to potrafi zdziałać cuda. Może przejdźmy do tego, czemu ja zostałem w domu, a więc powód jest taki, że czekam na swojego przyjaciela Spencer'a aby wybrać się z Nim na plażę. Po drodze zgarniemy jeszcze Billy'ego i Nick'a. Znając życie przylepi się do nas także i moje rodzeństwo z Ell'em. Oni zawsze chodzą wszędzie z nami, ale faktycznie bez nich nie ma zabawy. Oni potrafiliby rozkręcić nawet najnudniejszą imprezę na ziemi! Naprawdę ich wszystkich bardzo kocham. Nawet nie wiem, co by było, gdyby ich nie było. Byłbym samotny, popadłbym w depresję. To jest najgorsza wersja z możliwych, ale główne pytanie - dlaczego nie? W życiu wszystko może się zdarzyć. I ja też czuję, że w moim życiu niedługo stanie się coś niezwykłego. Coś, co zmieni je na lepsze. Co zmieni mnie w lepszego człowieka, niż jestem dotychczas. Wiele osób mówi mi, że ja juz nie mogę być lepszym człowiekiem, ale mnie przeceniają. Mógłbym zrobić o wiele więcej, niż zrobiłam i robię dotychczas, ale lenistwo, czuwa i hamuje nawet na prostej i równej drodze, bez przeszkód. 
Tak leżąc i rozmyślając, ocknąłem się dopiero wtedy gdy dzwonek do drzwi frontowych, porządnie mną wzdrygnął. Złapałem już wcześniej przygotowany telewizor i ruszyłem aby otworzyć drzwi jak się domyślałem swojego przyjacielowi i ruszyć z Nim na cieplutką plażę. Przywitał się ze mną i już mieliśmy ruszać gdy z góry usłyszeliśmy głos mojej siostry. 
- Ross, gdzie się wybierasz? - krzyknęła z pretensją? No jeszcze czego.

- Idę ze Spencerem na plażę, przecież Ci mówiłem.Przewróciłem oczami, na co kumpel się roześmiał. 
 - Poczekajcie, dołączę do was. - westchnąłem. 
- A co z pozostałymi? 
- Zostawię im karteczkę - powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste.
W sumie sama Delly? Nie będzie źle, gorzej by było gdyby wszyscy się z Nami wybrali. I nagle bum, weszli do domu, cała zgraja, gdy nas zobaczyła, Riker od razu przemówił.
- Gdzie idziecie?
- Na plażę! - radośnie okrzyknęła Rydel.
- Czekajcie, odstawimy torby i idziemy z Wami! - krzyknął uradowany Ell.
- Nie, nie ma mowy! Idziemy w trójkę, plus Billy i Nick! Czy wyraziłem się jasno?! - krzyknąłem.
- Ross, przestań. I tak za Nami się powleką. - Rydel złapała mnie za ramię i cicho westchnęła.
Wiedziałem, że miała rację. Nie było po co się kłócić.
- Skoro musicie - powiedziałem znudzony.
- Yeah! - rozbrzmiały okrzyki radości moich braci i kumpla - idziemy na plażę!
I ruszyli do drzwi.
- Ej no czekajcie! A gdzie wasze ręczniki i się przebrać to nie zamierzacie? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Tak myślałem, że o czymś zapomnieliśmy! - krzyknęli razem, niczym zsynchronizowani i pobiegli na górę.
- I właśnie dlatego, chciałem iść w mniejszej grupie. - westchnąłem.
- Po co ci wszyscy idioci, którzy będą mi zatruwali po raz kolejny życie? Pamiętacie, jak Rocky próbował udowodnić, że jest dobry w podrywaniu? Podszedł do dziewczyny, która miała chłopaka i nie tylko dostał od niej kosza, ale też loda... we włosach!
Na moje słowa wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz głównego poszkodowanego.
- Ej, ja wszystko słyszałem! - krzyknął.
- Miałeś słyszeć!

- Bo zaraz sobie pójdę! - krzyknął oburzony.
- Naprawdę? Wiesz..to najlepszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłeś! - krzyknąłem uradowany.
- To był sarkazm, ośle. - dodał ponownie.
- Rocky, proszę, używaj słów, których znaczenie rozumiesz.
- A sugerujesz, że jakiego słowa w mojej wypowiedzi nie rozumiem? - mówił to z wielkim żalem.
- Nie wiem, na przykład sarkazm? 
- To złośliwa ironia, drwina lub szyderstwo! - powiedział dobitnie.
- Wow, specjalnie sprawdziłeś i zapamiętałeś znaczenie tego słowa, aby nam zaimponować - powiedziałem ze sztucznym podziwem.
- Czy możesz się ode mnie odczepić?! Czy wy naprawdę myślicie, że jestem aż tak głupi?! - powiedział z żalem wymalowanym w oczach i odbiegł w tłum ludzi.
- Naprawdę mamy odpowiedzieć? - spytaliśmy chórem.
 - Wiecie co, myślę, że przesadziłeś Ross. Zresztą myślę, że wszyscy przesadziliśmy. - powiedziała spokojnie Rydel.
- Oj, no może trochę - widząc wzrok Delly, zmieniłem zdanie - tak, przesadziliśmy. I to bardzo.
- Dobrze, że zrozumieliście. Ale, co teraz robimy? - zagadnęła blondynka.      
- Chyba trzeba go znaleźć i przeprosić. Ale gdzie go zacząć szukać?
 - Szukanie go w tym tłumie w LA, to niczym szukanie igły w stogu siana. Ale Ell, gdzie on może być? Na pewno wiesz! - ożywił się Riker.
- Niech się zastanowię...

- Myśl, Ell, myśl - miałem ochotę potrząsnąć go za ramiona, ale w porę się opanowałem.
- No nie wiem! Wiemy o sobie wiele, ale nie znamy miejsc gdzie najczęściej chodzimy. My nawet nie mamy takich miejsc. - odpowiedział bezsilnie.
- W takim razie, albo się rozdzielamy i go szukamy, albo idziemy do domu i cierpliwie na niego czekamy. - Rydel przejęła inicjatywę.
- Chyba lepiej go będzie poszukać. Jeszcze narobi jakiś głupot. Na przykład zeskoczy z mostu albo wpadnie pod samochód. O! Albo będzie próbował wyrwać kolejną laskę, która jest w związku - wygłosiłem swój monolog.
- No jasne! Pierwsze się z nim kłócisz, a teraz karzesz szukać w mieście gdzie w ciągu jednej sekundy, na jednej ulicy przewija się tysiące ludzi jak nie miliony. Trzeba myśleć co się mówi! - wybuchnął Ryland.
- Czy wy nie za bardzo histeryzujecie? - dodał swoje pięć groszy Riker - Rocky nie jest takim idiotą, żeby zginąć. Okej, mógłby czasami zachowywać się dojrzalej, ale na pewno wróci cały i zdrowy do domu.
- Właśnie. Wracajmy do domy, na pewno tam będzie. Pewnie musi to wszystko przemyśleć, lub kupić żelki. - po słowach Ellington'a każdy popatrzył na niego jak na idiotę.
- W sumie, co się dziwić? Żelki zawsze go uspokajały.
- To fakt. Chodźmy do domu. W razie czego ma chyba przy sobie telefon. - powiedziałem, po czym wszyscy ruszyliśmy w drogę powrotną.
Normalnie świetnie wyszło nam wyjście na plażę. Ale co jak co, to moja wina. Chodź jakby się tak uprzeć, Rocky, mógłby nie robić z igły wideł i po prostu nie przejąć się moją opinią na temat jego umysłu. Nigdy aż tak bardzo nie przejął się moją opinią. Co się dziś stało? Okresu dostał? Żart żartem, ale mówię poważnie. Rocky zawsze ignorował nasze docinki. Tak czy inaczej, właśnie dotarliśmy pod naszą zacną posiadłość. Rydel jednym ruchem ręki i kluczem rzecz jasna, otworzyła drzwi i wszyscy rzucili się wprost na korytarz, łącznie ze mną. 
Widać było, że Delly ma nadzieję, że zastaniemy w domu Rocky'iego bo zaraz od wejścia zaczęła wykrzykiwać jego imię. Była na górze w kuchni, w łazienkach no wszędzie, ale po brunecie, ani śladu. Spanikowana skierowała się do salonu, co uczyniliśmy wszyscy. I tu kompletnie nas zatkało. Przed telewizorem, z nogami na stoliku, cielskiem rozwalonym na kanapie i kwaśnymi żelkami w ręku siedział Rocky!  

 **

Witajcie misiaczki ♥
Tak nie mogliście się doczekać i wreszcie rozdział jest :)
Oczywiście, pewnie byłby wcześniej, ale czasami jestem zbyt wielkim leniem i nie chciało mi się myśleć. Ale następnym razem bardziej się przyłożę.
Czekamy na komentarze i szczere opinie, a wy czekajcie na rozdział 2 :)

Tutaj Szanell XD
To tak, rozdział dodany dzięki osobom, które usilnie proszą o pierwszy rozdział, a więc proszę! :) Na razie jest to początek więc mało się dzieje, do tego często z Cristal się wymijamy i trudno jest dojść do porozumienia hahah XD A no i, życzę Wam udanych wakacji misie. (U mnie pada, bez przerwy -.-).
Mam nadzieję, że mnie zrozumieliście ♥
Do napisania! :3


19 komentarzy:

  1. Genialny rozdział ♥ Życzę weny :) Czekam na nexta Zapraszam: nadzieja-jestzawsze.blogspot.com przypadek-niesadze.blogspot.com Pozdrawiam I niech moc będzie z Wami ;*
    Udanych wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No kurde, strasznie mi szkoda Lau. Biedna tak bardzo cierpi. Mam nadzieję, że pojedzie do ojca. Czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. świetnie napisany rozdział ! już sie niezle zapowiada :p a no i czekam z niecierpliwoscia na next ! ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Od razu wiedziałam, że to będzie świetny blog.
    U mnie lało wczoraj i dzisiaj rano, ale teraz się rozpogodziło.
    Czekam na nexta i życzę super wakacji!
    Zapraszam też do mnie:
    http://raura-unlikely-story.blogspot.com
    http://this-is-us-story-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszecie genialnie kochane, tylko pozazdrościć ♥ Bardzo się cieszę, że się natknęłam na wasze blogi. Liczę na to, że Lau wyjedzie do LA :3
    Czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega boski :D Czekam na next ;* ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Zostałyście nominowane do Liebster Award. :) Szczegóły na : http://nic-nie-jest-wiadomo-r5laurainni.blogspot.com/2014/07/1-liebster-award.html

      Usuń
  8. Super rozdzialik ^_^ czekam na nexta z niecierpliwością ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju, jaki genialny *.* Hahaha Rocky! :D U mnie Ell jest "ten od żelek", ale co tam. Tak mi szkoda Laury ;c biedaczka cierpi... Mam nadzieje, że spotka Rossa i będzie ogólnie sielanka ♥ :3 Kocham twoje rozdziały, myszko xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, kocham ten blog! *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetnie piszesz :D Czekam na next. Ciekawe czy Laura, pojedzie do LA ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Ah ten Rocky. I ja nie wiem, co wszyscy wkoło mają z tymi żelkami -.- Coraz więcej ludzi jest od nich uzależnionych. Cudny. Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Laura pojedzie do L.A? Rocky xD Też uwielbiam żelki <333
    Najczęściej w opowiadaniach najbardziej lubią żelki Ell i Rocky <333 Też je kocham.
    Świetnie piszesz. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie piszesz, naprawdę super blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. zapraszam cię do zgłoszenia się http://divine-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Faantastyczny 1 rozdział. Nie ma to jak siedzieć na kanapie i wcinać żelki :D

    OdpowiedzUsuń