niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 3 ~ 'Nie zawsze wiemy, czego chcemy tak naprawdę'

..Biegnę przez gąszcz nie zważając na to co dzieje się wokół. Wibrująca ciągle w kieszeni komórka, domagająca się aby ją odebrać, nie daje mi spokoju. Wyrzucam ją w krzewy i inne rośliny, dalej biegnąc przed siebie. Ocieram się o ostre gałęzie drzew leżące na ziemi, krzewy i inne kłujące dziadostwa. Jak mogli mi to zrobić, jak mogli zniszczyć całe moje życie..

Zbudziłam się cała oblana potem, znowu ten okropny sen, od czasu do czasu śni mi się i doprawia mnie o jeszcze gorszy humor. Usadowiłam się siadając na skrawku łóżka i popatrzyłam za lekko przysłonięte żaluzje. Słońce? W Nowym Jorku o tej porze roku? Jak to możliwe. Zastanawiam się nad tym i coś mi nie pasowało. Zaspana przetarłam oczy i podciągnęłam się na rękach, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdywałam. To na pewno nie był mój pokój, ale wszystko było takie znajome. Czemu wszystkie wspomnienia ze wczorajszego dnia zostały przeze mnie zamazane? 
- Laura, wstałaś już? - usłyszałam i dotarło w końcu do mnie, gdzie się znajduje. Przecież to Los Angeles! 
- Nie, dalej śpię - wymamrotałam i próbowałam zakopać się w kołdrze, aby znów spokojnie spać, ale najwyraźniej nie było mi to pisane.
- Ej, no co jest? - miałam zamiar się awanturować, żeby tylko spokojnie móc ponownie się nakryć. 
- Śniadanie, skarbie - usłyszałam nad swoją głową i zobaczyłam twarz ojca. 
Jęknęłam zniesmaczona i chciałam rzucić w niego poduszką, ale szybko mi to uniemożliwił. 
- Jeśli mam wstać, to wyjdź z pokoju - wskazałam palcem na drzwi. 
Popatrzył na mnie pytająco, ale byłam nieugięta. W końcu, z cichym westchnieniem, wycofał się z pomieszczenia i zniknął za ścianą. Wstałam i wyciągnęłam ze swojej walizki, której wczoraj nie zdążyłam rozpakować, krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, których niestety nie posiadałam za dużo. Poszłam do łazienki z przygotowanym ubiorem, wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zeszłam na dół powolnym krokiem i skierowałam się do kuchni, sprowadzona zapachem omletów.
- Smacznego - ojciec widząc mnie tylko, schodzącą po schodach, od razu postawił mi talerz ze śniadaniem na stole i ruchem ręki wskazał abym usiadła. 
Po chwili zajadałam się już pysznym omletem. Muszę przyznać, że gotowanie taty znacznie polepszyło się od czasu gdy mieszkał jeszcze z nami. Chyba, że akurat omlet jako jedyny tak dobrze mu wychodzi.
- Spotkasz się dzisiaj z Debby? - zagadnął.
Pokiwałam twierdząco głową, dalej opychając się posiłkiem. Jakoś mam tak, że dla taty nie potrafię być tak oschła jak robię to matce. Przy nim chce mi się uśmiechać, a pyskowanie nie jest mi już wtedy tak bliskie. Być może jest to spowodowane tym, że zawsze byłam córeczką tatusia, a ta długa rozłąka, po prostu wzbudziła tęsknotę? Ech, co ja za głupoty plotę. 
W mgnieniu oka, moje jedzenie zniknęło z talerza, a ja z pełnym brzuchem postanowiłam udać się na wygodną kanapę, przed telewizorem. Jak zwykle każdy kanał opanowały reklamy, długości kilkugodzinnej, więc postanowiłam, włączyć coś z płyt. Podeszłam do półki, gdy zatrzymał mnie głos ojca. Który to już raz dzisiaj? 
- Laura, muszę wyjść, mam spotkanie z pracy, zostawiam Ci tu trochę pieniędzy, gdybyś chciała gdzieś wyjść, a w korytarzu na szafce przy lustrze, są dwa komplety kluczy, weź je ze sobą i zamknij drzwi, gdybym do tej pory nie wrócił, pa. - powiedział po czym kładąc pieniądze na stoliczku przy sofie, chciał ucałować mnie w policzek. Odchyliłam się, nie dając się nawet dotknąć, nagle przykładny tatuś się znalazł?!
- Rozumiem, pa. - oschle na niego spojrzałam i skierowałam swój wzrok na płyty, hmm, nie wiem czy coś z tego wybiorę. Zastanawiając się usłyszałam jak drzwi się zamykają, a za chwilę jak samochód wyjeżdża z podjazdu, super, ojciec zostawił mnie samą, a miał spędzać ze mną czas. Przewidywalne w zasadzie. 
Gdy nie znalazłam nic ciekawego, odrzuciłam płyty na bok i położyłam się na kanapie. Ciekawi mnie, jakby zareagowali rodzice, gdybym nie żyła. Panikowaliby? Smucili? Opłakiwali? A może cieszyli, bo w końcu wielki ciężar uciekł z ich barków? Moje ponure rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Z cichym westchnieniem wstałam z mojego miejsca spoczynku i podeszłam do drzwi, które niedawno się zamknęły za ojcem. Za nimi zastałam Debby, uśmiechniętą od ucha do ucha. 
- Nie uwierzysz laska! - krzyknęła na powitanie.
- Witaj Debby. - odgryzłam się, patrząc na nią krzywo i trzymając się za prawe ucho, ręką.
- Och przestań i nie marudź! Nie uwierzysz co się stało! Miranda do nas dołączy, przyleci już za 4 dni! I będziemy całą paczką w słonecznym LA, przez caaaaaały miesiąc! Wiesz co to oznacza?
- Nie i nawet... - och, dlaczego nie dziwi mnie to, że mi przerwała?

- To oznacza zakupy, imprezki, chłopcy, pełny luz i mnóstwo szaleństwa! To Los Angeles, Kalifornia! Obudź się Laura! - potrząsnęła mną, nie powiem., poskutkowało.
 - No już dobrze, dobrze - złapałam jej dłonie w swoje i odciągnęłam od siebie, mój ton brzmiał bardziej entuzjastycznie, a pod nosem rozkwitł półuśmiech. Przyjaciółka od razu to zobaczyła i znowu rozświetliła dzień swoim szerokim uśmiechem.
- No! W końcu Laura, którą tak bardzo kocham!
- No dobrze Debby, ale to za cztery dni a dziś co? I przez następne dni? Do przyjazdu Mirandy musimy coś porobić! Bo szczerze - pokazałam na wnętrze domu - tutaj nie wyobrażam sobie szalonych wakacji bez nudy.
Dziewczyna zacmokała śmiesznie ustami i przybrała zagadkowy wyraz twarzy. 
- Raaacja, o tym nie pomyślałam. - pokiwała głową.
- Może poszłybyśmy dziś same na zakupy? - zaproponowała rudowłosa - może poznamy jakieś fajne ciacha, kupimy sobie świetne ciuchy! - dziewczyna zatańczyła w miejscu, a ja widząc ten widok zachichotałam - a potem możemy pójść na pizzę albo przejść się po plaży. 
- Z tymi ciachami? - spytałam głupkowato, choć niepotrzebnie, bo znałam już odpowiedź na to pytanie. 
- No jasne, głupolku - powiedziała rozbawiona i klepnęła mnie lekko w ramię - ruszaj się, leniu. Całego dnia nie mamy.
Machnęłam na nią dłonią i potruchtałam do swojego nowego pokoiku. Nie wszystko miałam jeszcze rozpakowane, musiałam wszystko posprzątać, bo tyle czasu mnie tu nie było i wszystko zarosło kurzem. Podeszłam do walizki i wyjęłam stamtąd moje kosmetyki. Poszłam do łazienki i tam umyłam dokładnie twarz, posmarowałam ją kremem i nałożyłam na usta swój ulubiony błyszczyk. Rozczesałam swoje włosy, a raczej kołtuny i związałam je w luźnego koka. Tyle mi wystarczyło, abym mogła spokojnie wyjść z domu. 
Wzięłam kasę, którą uprzednio zostawił mi ojciec, schowałam ją do małej torebeczki, którą ze sobą wzięłam i spakowałam inne rzeczy niezbędne na wyjście na miasto w tym klucze, telefon i inne duperele. Dojście do centrum zeszło nam jakieś niecałe dziesięć minut, bo nie wiem czy wspominałam, ale obecnie praktycznie w nim mieszkam. Los Angeles znałam bardzo dobrze, wspominałam już o tym? Tak czy inaczej, po chwili zastanowienia miejsce na zakupy zostało przez nas wybrane jednoznacznie. Galeria Beverly Center, jedna z najlepszych w całym LA. Tak, to coś na co czekałam od początku przyjazdu tutaj, tylko bez Debby chyba sama bym sobie tego nie uzmysłowiła. Popatrzyłyśmy na siebie z rudowłosą z bananami na twarzy i mig jakbyśmy się umówiły, a wcale tak nie było, rzuciłyśmy się w szybki bieg do wejścia galerii. Była to pięknie urządzone centrum handlowe. Zdecydowanie dominowała w nim biel. Była bardzo zadbana, czysta i wykonana nader pięknie. Ale co to dużo więcej mówić o galerii handlowej, przejdźmy do konkretów. Debby od razu zaciągnęła mnie do Beach Bunny Swimwear, za namową, że musimy sobie kupić nowe stroje kąpielowe na Kalifornijską plażę, no przepraszam kto musi ten musi. Ja chyba jednak nie muszę.
 Na plaży mogę chodzić nawet w ubraniu, poza tym w moim bagażu na pewno znalazłby się jakiś strój. Przyjaciółka długo wybierała sobie odpowiedni materiał, krój i kolory, a ja znudzona stałam przy kasie i czekałam, aż wreszcie się zdecyduje. Ile można wybierać jeden strój? 
Z mieszanką złości i znudzenia podeszłam do przyjaciółki w celu jej pośpieszenia. Przecież nie przesiedzimy całego dnia w sklepie z bikini! Po drodze do kumpeli, jednak mój wzrok zatrzymał się na pięknym, jednoczęściowym stroju kąpielowym. Podeszłam do tego cudeńka i sprawdziłam rozmiar, MÓJ. To zdecydowanie przeznaczenie.
- I cooooooooo? Nie kupię żadnego bikini, po co mi? Idź szybko kupić jakieś sobie i spadamy dalej! - przyjaciółka zaczęła mnie przedrzeźniać i w tym czasie zauważyłam, że dzierży w ręce kolorowe bikini.
Jak dla mnie było ono zbyt kolorowe? Wesołe? Tak coś w tym stylu ale do rudowłosej idealnie pasowało i do wyglądu i do charakteru i osobowości.
- Och przestań, nie sądziłam, że coś mi się spodoba. Po za tym nie wiem czy je kupię, zawsze chciałam mieć zwykłe, czarne bikini, ale nigdzie nie mogę takiego znaleźć. Choć z drugiej strony - jednak zawahanie wzięło górę - jeszcze nigdy nie widziałam tak cudownego stroju kąpielowego, w moim stylu, w moim rozmiarze i w tak przystępnej cenie. - mówiąc to, złapałam za rąbek stroju i drugą ręką ściągnęłam go wraz z wieszakiem, po czym przyłożyłam go do swojego ciała.
- Faktycznie, pasuje idealnie - zacmokała Debby - ale nie uważasz, że jest hmm zbyt ponure? 
- Nie, jest idealne - nie dawałam sobie wmówić.
- To już, do kasy dziewczyno, ale w sumie choć jeszcze coś Ci pokażę! 
Pociągnęła mnie za rękę wgłąb sklepu.
- Mówiłaś przed chwilą, że zawsze chciałaś upolować zwykłe, czarne bikini a więc włala! 
I w tym momencie ukazała moim oczom to cudeńko numer dwa! Może i było to zwykłe czarne bikini z wycięciami z boków, ale mnie właśnie takie rzeczy ujmowały swą banalnością i prostotą. Nigdy nie lubiłam zbyt błyszczących błyskotek i innych tego typu dupereli.
- Kupuję! - okrzyknęłam.
- A które konkretnie? - Debby dała o sobie znać, podczas gdy ja zakochiwałam się bardziej w strojach, które trzymałam w dłoniach. 
- Hmm, kupuję oba te stroje. Nie potrafię między nimi wybrać jednego, wybacz.
Po tych słowach, wesoło skierowałam się do kasy, zostawiając przyjaciółkę w tyle.
Po chwili Debby mnie dogoniła, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Laura, upałaś na głowę czy piorun Cię walnął pomiędzy tymi wieszakami?
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Daj spokój. Nie mogę po prostu chcieć obu tych strojów? Są świetne. A tak na marginesie, długo będziesz jeszcze wybierać?
Przyjaciółka wciąż nie spuszczając ze mnie oczu cofnęła się kilkanaście kroków, aby po sekundzie lub dwóch znaleźć się przy kasie, trzymając w ręku swoje kolorowe bikini przypominające mi papugę.
- Nie, bo wiesz, ja nie upadłam na głowę i kupuję tylko jeden strój - pokazała mi ubranie, które trzymała w prawej ręce..
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do kasy.
- Laura no - rudowłosa urwała po tym, gdy podeszłam do lady i zdecydowanym i szybkim ruchem, podałam ubrania sprzedawczyni. Po fakcie moja droga, pomyślałam.

***************

Salut misie! Blog z dniem dzisiejszym (wieczorem już w sumie) i rozdziałem trzecim, zostaje odwieszony!
W końcu od lipca przybywamy do Was z Olcią z rozdziałem :3
Zeszło nam ponad 3 miesiące, ehh, ale zrozumcie, to blog był zawieszony, potem blokada twórcza, potem nie mogłyśmy się z Olą złapać na necie, a teraz szkoła i brak czasu na cokolwiek. DOSŁOWNIE.
A do tego, wyczekuję 23 listopada, bo finał A&A, a jak sami (jak przypuszczam) widzicie, będzie to epickie wydarzenie *o*
To tyle na dziś ode mnie.
Liczę na komentarze, na dużą ilość komentarzy, życzę miłego tygodnia i dobranoc.
Next pojawi się jak najszybciej w miarę możliwości.
~ Szanell, xoxo.

A ja co tu mogę dopisać? Podpisuję się pod wszystkim, co napisała Izzy ;3 
To wszystko prawda, naprawdę! Tak długo zeszło nam z tym rozdziałem, że sama nie mogę w to uwierzyć. A co do czasu, to wszyscy powinniście to doskonale wiedzieć - w szkole nie łatwo, nawet ja, która prawie nigdy się nie uczy to ma tyle na głowie, że głupie włączenie komputera i zawiśnięcia nad klawiaturą do nie lada wyzwanie. 
To wszystko na dziś, misie :))
Czekajcie cierpliwie na następny rozdział!
Pozdrawiam, Cristal.

niedziela, 14 września 2014

Szanell powraca = nowy blog Szanell!

Witajcie kochani! Tutaj Szanell. Dzisiaj witam Was optymistycznym akcentem. Zapraszam Was na mojego nowego, solowego bloga o Raurze >>  :) Pojawił się prolog i powitanie. Zapraszam do jego przeglądania i kontaktu ze mną! :D
Wracam kochani! Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby chociaż część z Was śledziła tamtą moją historię, czyli czytała, komentowała i obserwowała bloga. Zapraszam Was na niego z całego mojego serduszka!
Co do tego bloga, informacje o jego dalszych losach, w najbliższych dniach zostaną podane. Na pewno zostanie odwieszony i historia potoczy się dalej! :D
Kocham Was kotki! x

~ Szanell, xoxo.

środa, 30 lipca 2014

BLOG ZOSTAJE ZAWIESZONY!

Tu na początek, ja Szanell. Jak mówi sam tytuł, wraz z Cristal zawieszamy bloga.
Chodzi o to, że ja Szanell robię sobie przerwę od bloggera, a przynajmniej od pisania. W zasadzie jest to przerwo/namyślanie się bo chodzi o to, że może wrócę, lecz może też nie do pisania opowiadań. Chodzi o to, że nie mam na to siły, weny, czasu, a do tego pewien anonimek zatruwa mi życie, pisząc, że jest okropną bloggerką, wypomina mi brak znajomych tutaj itd. Jest dla mnie bardzo niemiły, a ja podupadam i mu się poddaję. Jeżeli to czytasz anonimku, wiedz, że dotarłeś do swego celu. Kończę z tym, bynajmniej na trochę czasu kilka dni czy tygodni, oby nie miesięcy czy lat. Trudno mi z tym, ale nie mogę postąpić inaczej. Teraz gdy piszę tą notkę, chce mi się płakać, bo tak bardzo pragnęłam tu wrócić i się tym cieszyć, a tymczasem to mnie niszczy. To bardzo boli. Jeżeli coś się podoba powinno się mówić to otwarcie, a nie walić tej osobie świat. Ale okey, ja nie chcę nikogo ranić, więc mówię. Teraz są te dni kiedy miałam zaplanowane wystartować ze swoim własnym blogiem o Raurze. "Solowym" blogiem o Lau i Ross'ie. Ehh życie. Trudno. Dziękuję Wam wszystkim. Jesteście wspaniali i zawsze będę Was mieć w swoim serduszku, a wasze rozdziały nadal będę czytać i dzielnie komentować! Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę! ;)

Właśnie, właśnie. Pomóżcie mi namówić Szanell, żeby nie zostawiała nas na zawsze. Bo pójdę się pociąć masłem ;-;
Cóż, naprawdę mi przykro, ale na razie musimy bloga zawiesić. Szanell przyda się trochę przerwy, przemyśli wszystko, zdobędzie nowych sił, a ja będę starać się ją motywować, aby do nas szybciutko wróciła :3
Naprawdę nie wiem, co jeszcze napisać. Obiecuję, że postaramy się wrócić ^^
Do kolejnego rozdziału, kochani!



wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 2 ~ 'Im więcej do­wiadu­jemy się o da­nej oso­bie, to tym bar­dziej sta­je się ona ta­jem­nicza i niezrozumiała'

*Oczami Laury*
Ranek jak każdy inny. Za oknem kolejne załamanie pogody, w domu cicho jak makiem zasiał, a mój nastrój - taki, jak każdego dnia. Nałożyłam na nogi ulubione puchowe kapcie i zeszłam leniwym krokiem do salonu. Tam zobaczyłam mamę, która siedziała i oglądała cicho swój ulubiony program telewizyjny, którego nie znoszę. Z resztą, co ja lubię? Oprócz wiecznego użalania się nad sobą. Wiem, że staje się to już nudne, ale już tak wciągnęłam się w to "niestosowne i brzydkie zachowanie", że nie potrafię z tego wybrnąć, chodź chwilami bardzo bym chciała. Rodzicielka spojrzała na mnie odwracając wzrok, od telewizora i odwracając głowę z powrotem, nie patrząc na mnie zapytała. 
- I jaką podjęłaś decyzję? - spytała sucho. 
Widać, że chciała odwdzięczyć mi się za moje zachowanie. Przykro mi, nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
 - Postanowiłam, że lepiej by nam wszystkim zrobiło, gdybym pojechała na trochę do ojca - odpowiedziałam jej tym samym tonem. Tak chce się bawić?
- Nie będę choć przez trochę sprawiać ci kłopotów. Teraz trochę pomęczę mojego drugiego rodzica. - dopowiedziałam.
Nic nie odpowiedziała, myślę, że trawiła moje wcześniej wypowiedziane słowa, lecz po chwili raczyła przemówić.
- Spakuj się, samolot masz o 13:00. - powiedziała lekceważąco, dalej na mnie nie spoglądając, co robiło się trochę frustrujące.
- Że co? I raczyłaś mnie o tym poinformować dopiero teraz tak? Jest 10:00 i ja mam zdążyć, spakować się, ubrać, pomalować, dojechać na lotnisko gdzie trzeba być minimum godzinę przed wylotem? No chyba coś Ci się w głowie poprzestawiało. - powiedziałam po czym dodałam po cichu pod nosem:
 - Chyba? No na pewno! - jednak to usłyszała, co za niefart, chociaż? Co mnie to obchodzi, dobrze, że usłyszała.
- Laura Marie Marano, jak możesz?! - stanęła na równe nogi, rzucając w moją stronę pioruny - zachowujesz się jak małe dziecko! Chcę, żeby było ci dobrze, abyś zawsze miała dach nad głową, wszystko, co chcesz mieć, a ty śmieć mi mówić takie rzeczy?! To jest moje życie, to jest życie twojego ojca! Myślisz, że zachowując się tak sprawisz, że do siebie wrócimy?! On ma na pewno już nowe partnerki! Nie wiem, czy wiesz, ale skończyliśmy nasze małżeństwo, bo twój ojciec zdradzał mnie od kilku lat!
Przyznam, zaskoczyła mnie. Że ojciec ją zdradzał? Trochę nie wierzę. Tato był najukochańszym mężczyzną jakiego znałam i znam! Zawsze pomagał w trudnych chwilach, doradzał, wysłuchał, pomagał. W tej chwili nie potrafiłam uwierzyć mamie. Właśnie mamie. Pierwszy raz od jakiegoś czasu powiedziałam mamie a nie matce, lub nie przezwałam jej w myślach. Moje życie, to wielka pomyłka. 
- Blefujesz. - powiedziałam lekceważąco i odwróciłam się w stronę kuchni. Nie miałam czasu na bezsensowne sprzeczki, samolot mam przecież, kurwa za 3 godziny!
- Laura! - usłyszałam jeszcze za sobą jej błagający głos, ale ją zignorowałam. Szybko przyszykowałam sobie płatki do jedzenia, a potem prędko pobiegłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam swoją walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje rzeczy. Wszystkie ubrania i potrzebne rzeczy. W LA będę musiała pójść na zakupy, bo nie mam dużo lekkich ciuchów. Większość ubioru jest dopasowane do Nowego Jorku. Czyli zimnego i wietrznego klimatu. No cóż, myślę, że tato, poświęci się i da mi jakąś kasę, mam też nadzieję, że matka da mi coś na podróż. Nadzieja matką głupich, więc nie wiem, dlaczego gadam akie bzdury. Spakowałam się do dużej walizki, a do tego wzięłam jeszcze większych rozmiarów torbę podróżną, gdzie postanowiłam spakować takie rzeczy jak laptopa, kosmetyczkę, jakąś książkę na podróż, aparat, ładowarki i tego typu rzeczy. Po spakowaniu, udałam się do łazienki, biorąc z szafy długie legginsy i bluzę oraz do tego moje czarne vansy. W łazience, odświeżyłam się biorąc szybki prysznic, nałożyłam jak to mam w zwyczaju, ciemniejszy makijaż i rozczesałam swoje proste jak drut, ale o dużej objętości włosy. Umyłam jeszcze zęby i biorąc z łazienki wszystkie rzeczy, potrzebne na wyjazd, spakowałam je do torby i spojrzałam na zegarek. 11:47, o cholera. Nie wiedziałam, czy mogę liczyć na podwózkę od matki, więc postanowiłam najprościej w świecie zejść i ją o to zapytać. Może się zgodzi, nic nie stracę. Jeśli odmówi, zamówię taksówkę i pojadę sama. Wielkiego halo jej robić nie będę. Po pięciu minutach pakowałam już swoje bagaże do bagażnika jej auta. Siedziała niecierpliwie w środku, stukając paznokciami w kierownicę i zapewne patrząc na mnie w lusterku. Gdy skończyłam, zdyszana usiadłam na miejscu pasażera, zamknęłam drzwiczki i zapięłam pasy. Spojrzała na mnie wyczekująco, a ja bez emocji powiedziałam krótkie "Nie mamy czasu, ruszaj", a ona posłusznie wykonała polecenie. Czasem miałam wrażenie, że się mnie boi, nie przesadzajmy, nie zrobiłabym krzywdy własnej matce, jakieś tam jeszcze serce mam. Może i bez uczuć, ale mam. Chodź jak to mówią "Z kamienia nie jestem" to nad tym przy mojej osobie bym się poważnie zastanowiła. Czasami naprawdę zadziwia mnie to, że wszyscy ci ludzie, dla których jestem mega wredna nadal mnie wspierają i uważają, że jestem taka jak kiedyś. Pff, chcieliby. Po starej Laurze nie zostało już śladu. Można się ze mną kłócić, ale ja nie zmienię zdania. Tamtej Laury nie ma i nie będzie, już nie wróci. Moje przyjaciółki marzą, o mężu, dzieciach, rodzinie, a ja? O życiu w samotności. Jestem po prostu już takim odmieńcem i jest mi tak wspaniale, o ile jeszcze wiem, jakie to w ogóle uczucie, ale ważne, że to po prostu wiem. Piękna, rodzina w komplecie to brednie wyssane z palca, w Disney'owskich filmach, a nie prawdziwym życiu. Prawdziwe życie jest o wiele inne - gorsze. W filmach wszystko jest ukazywane w takim cukierkowatym świetle. Zawsze przyjaciele, którzy nie opuszczą. Rodzice zawsze dbają o twoje dobro. Rodzeństwo, z którym może się kłócimy, ale też często pomogą. Tam prawie nigdy nic nie dzieje się złego. Zawsze tylko dobre sceny, dobre życie. Chciałabym tak żyć. Ale właśnie, przyjaciele! Moje przyjaciółki, cholera jasna! Zapomniałam. Zadzwonię do nich, lub wyślę esemesa, gdy będę na lotnisku, torebkę także wepchałam do bagażnika, a niech to. Rozmyślałam tak długo, aż w końcu poczułam jak samochód się zatrzymuje, myślałam, że to może czerwone światło, ale okazało się, że to już był parking przed lotniskiem. Spojrzałam na zegarek w samochodzie 12:27, cholera, a tu jeszcze odprawa i te kolejki w niej, a niech to! 

Bez żadnego pożegnania szybko wysiadłam z auta, wyciągnęłam bagaże i ruszyłam w stronę odprawy.
- Laura, do zobaczenia - usłyszałam za sobą.
- Do zobaczenia - powiedziałam spokojnie i oddaliłam się.
Stojąc w kolejkach widziałam, że dalej na mnie patrzy. Pomachałam jej z daleka. Mimo wszystko, tego bólu będę za nią tęskniła. Może i gdera i wypomina mi, jaka to jestem zła, nieposłuszna, niemiła, jak to źle się ubieram i zachowuje, ale jednak widzę, że stara się do mnie dotrzeć i w końcu znowu mieć ze mną kontakt, niczym z najlepszą przyjaciółką. Czuję to, ale nie potrafię się już przed nią otworzyć i zaufać, że znowu mnie nie zrani. Z przemyśleń wybudził mnie natrętny dźwięk oznaczający, że muszę już wsiąść do samolotu. Jeszcze raz rzuciłam jej spojrzenie, a potem zniknęłam w środku. Usiadłam na wygodnym, wyznaczonym dla mnie miejscu, a z podręcznej torebeczki wyjęłam słuchawki i telefon. Po chwili wsłuchiwałam się w głos Dan'a Reynold'a w piosence jego zespołu Imagine Dragons -"Radioactive". Zanurzona w tekście piosenki i instrumentach w niej istniejących, patrzyłam się jak samolot oddala się od ziemi i wzbija się w puszyste, białe obłoki. Pięknie to wyglądało, poczułam, że mimowolnie na mojej twarzy zagościł mały uśmiech, ale taki malutki, chodź dla mnie to było coś wielkiego. I trwałby może i dłużej gdyby nie ktoś, kto zaczął szturchać mnie w drugie ramię. Zmieniłam wyraz w twarzy w jak się domyślam w dosyć nie przyjemny i obróciłam głowę w stronę owej osoby. Był to chłopak, baaardzo wysoki brunet. 
 - Przepraszam, mam tu wyznaczone miejsce, obok Ciebie koło okna. Czy mogę przejść?

- Jeśli musisz. - odpowiedziałam sucho i niechętnie skurczyłam nogi, aby chłopak mógł się przedostać na swoje siedzisko.
- Jak masz na imię? Ja nazywam się Nick. - uśmiechnął się do mnie.
- Nie potrzebne Ci moje imię. Widzimy się pierwszy i jak się domyślam ostatni raz w życiu. Zajmij się sobą. - podarowałam mu jeszcze ostatnie zimne spojrzenie, po czym odwróciłam głowę w przeciwną stronę, dalej rozpływając się w muzyce, wydobywającej się z moich czarnych słuchawek. Metallica - "Nothing Else Matters", tego mi było trzeba.
 - Nie rozumiem, czemu jesteś taka niemiła. Chciałem po prostu trochę porozmawiać i umilić nam czas lotu samolotem. - odwróciłam się do niego szybko.

- Po co? - spytałam.
Widziałam, jak się zwija, nie umiejąc odpowiedzieć na zadane pytanie. Ja też bym nie umiała. I o to chodziło! Ma dać mi spokój.
- No właśnie. Więc zajmij się sobą, swoim życiem....no i możesz miejscem w samolocie jeżeli chcesz. - powiedziałam chłodno, ale jednak nie odwróciłam wzroku w inną stronę, lecz nadal patrzyłam na chłopaka.
Strasznie mi kogoś przypomina, tylko nie mam pojęcia kogo. W moim życiu pojawiło się tyle osób, że cudem byłoby wszystkich spamiętać. Wiecznie jakieś nowe twarze. To było także jednym z powodów, przez, które znienawidziłam przeprowadzki. Tak bardzo czasami chciałabym sobie kogoś przypomnieć, ale jak na moją jedną małą głowę, o za dużo szczegółów do zauważenia i zakodowania.
Kiedy nie przyszło do mojej głowy nic a nic, odwróciłam od niego wzrok i spróbowałam się zrelaksować, dalej słuchając piosenki. I słuchałabym jej dłużej gdyby nie coś gorącego. Coś co wylądowało na moich nogach a konkretnie na prawym kolanie i lewym udzie. 
- Aaaaa, piecze. - zaczęłam wyć z bólu.
 - Bardzo cię przepraszam - zaczął się tłumaczyć chłopak, wyglądając na zmartwionego - nie chciałem. Zauważyłam, że w ręku trzymał już pusty kubeczek, a drugą ręką pilnie poszukiwał w torbie czegoś. Podejrzewam, że chusteczek.
- Ale.. -zaczęłam krzyczeć, ale po chwili się uspokoiłam i powiedziałam: - Skąd Ty masz tu kawę latte macchiato?
- Daj łyka! - zrobiłam psie oczka.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale... już jej nie mam. Widzisz? - pokazał mi kubeczek, obracając nim dookoła - pusto. 
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. 
- No tak, już ją dostałam, tyle że na nogi. 
- Nie jesteś zła? Przed chwilą chciałaś mnie zabić za to, że się do Ciebie odezwałem. - powiedział lekko się śmiejąc lecz po moim spojrzeniu, a przysięgam było ono łagodne, zaczął się śmiać nerwowo i lekko na mnie spoglądał.
- A kto powiedział, że nie próbuję cię udobruchać, aby potem zaciągnąć w ciemne miejsce i zabić? - spytałam rozbawiona patrząc na jego wysiłki.
 Przerażony spojrzał na mnie i miał już coś powiedzieć, gdy ja go wyprzedziłam.
- Żartowałam, nie bierz tego na poważnie. Nie jestem chyba aż tak straszna. - ostatnie słowa wypowiedziałam z dozą niepewności.
 Uśmiechnął się nerwowo. 
- Niestety cię nie znam, więc nie mogę ocenić. Ale nie wyglądasz mi na płatnego zabójcę czy coś.
- Nie muszę być płatna. Może robię to dla przyjemności? Rozbawiało mnie to, jaki nerwowy się stał po moich słowach.
- Jesteś zabawny i łatwowierny - roześmiałam się.
 - A czy to aż tak złe cechy?

- Nie mówię, że tak, choć łatwowierność łatwo może Cię zgubić.
 Po moich słowach, zaczęłam tonąć w myślach. Niepostrzeżenie mówiłam o sobie i o tym, jak ja zaufałam rodzicom, a oni w jednej chwili zawalili mi cały świat. Pewnie zaraz bym utonęła w tych pogrążających wspomnieniach, lecz głos ów chłopaka wybudził mnie z transu.

- Halo? Gdzie lecisz? - dopytywał mnie machając mi rękoma przed oczami.
Obrzuciłam go jednym z moich ostrych spojrzeń, przez co chłopak lekko się speszył i odwrócił głowę do okna.
- Kurcze, tyle już rozmawiamy, a ja nadal nie znam twojego imienia. Chyba powinienem, prawda? Niepewnie i bardzo lekko odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie kątem oka.
- Hmm, nadal uważam, że nie jest Ci to potrzebne. - pokiwałam przecząco głową.
Westchnął.
- A ja uważam, że jest mi potrzebne do rozwinięcia naszej jakże interesującej znajomości. Nie sądzisz, że zaczęła się ona w sposób dość... oryginalny?
- Przez grzeczność nie przeczę, aczkolwiek nadal sądzę, że moje imię i tak niedługo puścisz w zapomnienie, więc po co zaprzątać sobie w ogóle nim głowę?
 Pokręcił niedowierzająco głową.
- Wow, chyba pierwszy raz widzę kogoś takiego jak ty.

Jesteś inna od wszystkich dziewczyn, jakie poznałem do tej pory.
- Nigdy nie lubiłam być taka, jaką inni chcą, abym była.
- Ale absolutnie. Ja nie mówię, że jesteś zła, wręcz przeciwnie. Choć co prawda mogłabyś być troszkę bardziej otwarta i mniej tajemnicza.
- Tajemniczość podobno dodaje uroku - uśmiechnęłam się pod nosem - ja nie wiem, czy mi coś dodaje, bo chyba mi niczego nie brakuje.
 - Widzę, że jesteś skromna. - zaśmiał się szczerze. - No, ale dobrze. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć jak masz na imię, to już do niczego nie zmuszam.

- I na to czekałam od początku, jeżeli jest Ci pisane poznać moje imię, to obiecuję, że jeżeli kiedykolwiek jakiś cudem się spotkamy, to bezzwłocznie wyjawię Ci me imię. - powiedziałam to z lekkim uśmiechem na twarzy.
Ten chłopak miał w sobie coś urzekającego. Po prostu, potrafił wywołać na mojej twarzy uśmiech, szczery uśmiech, którego nikt już bardzo dawno na mojej twarzy na pewno nie widział.
- Zgoda - wyciągnął ku mnie rękę, jakby chcąc zapieczętować jakiś zakład czy coś w tym stylu. Nie podniosłam dłoni i nie miałam zamiaru uściskać jego ręki. Może i był urzekający i w ogóle, ale nie chciałam, żeby od razu myślał, że mnie ma. Jeszcze coś by mu wleciało do głowy, że na niego lecę. Chciałby!
Laura Marie Marano nie leci na pierwszego lepszego! Hola..Laura Marie Marano, nie leci na nikogo! - krzyczałam sobie w myślach.

- No okey, pogadać sobie można, ale ja muszę się przebrać bo wyglądam... - szukałam odpowiedniego słowa do zapełnienia tej luki. - brzydko i niedbale. - ładnie zakończyłam.
Na szczęście spakowałam jedne spodnie i bluzkę na wszelki wypadek do podręcznej torby. Jakbym była jakimś jasnowidzem, widzicie? Laura Marie Marano posiada takie moce, jak nikt inny! 
- Jasne, idź. 
Wyjęłam z torby czarne rybaczki, wstałam z fotela i ruszyłam ku toalecie. Pociągnęłam za klamkę. Cholera, zajęte. A do tego zaczęły się lekkie turbulencje. Cholera, cholera, cholera! Okej, jednak się czegoś boję! Kto by pomyślał, że to będzie taka błaha rzecz. No cóż, przebiorę się gdy toaleta będzie wolna. Wróciłam do chłopaka, a ten popatrzył na mnie dziwnie.

- Co, założyłaś takie same spodenki i znów ktoś oblał Ci je kawą? - zaśmiał się.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Po prostu toaleta zajęta. - usiadłam bezwładnie na fotelu, czekając aż usłyszę brzdęk klamki w WC i będę mogła pójść przebrać dolną partię mej garderoby.
I w tej chwili, przypomniałam sobie, że miałam wykonać telefon do przyjaciółek, lecz gdy tylko usłyszałam, że ktoś wychodzi z toalety, jak oparzona wstałam z mojego miejsca i skierowałam się w stronę tego miejsca. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło gdy zobaczyłam, że z toalety wychodzi Debby! 
- Debby? - spytałam, rzucając się przyjaciółce w ramiona - co ty tu robisz? - Mogłabym cię zapytać o to samo - spojrzała na mnie podejrzliwie. - Jadę do ojca na trochę czasu. A ty? Czekałam na wyjaśnienia.
 - Czekaj, Ty jedziesz do ojca, do LA?! - wykrzyknęła radośnie.

- No tak, ale o co chodzi?
- Ja jadę do cioci Rachel! Do Los Angeles! - nadal krzyczała nie zrzucając z twarzy uśmiechu.
 - Czyli że będziemy się może codziennie widywać? - spytałam, upewniając się, czy dobrze zrozumiałam całą rozmowę.

- No raczej tak - dziewczyna nie traciła optymizmu. Ludzie siedzieli na swoich miejscach i z zainteresowaniem patrzyli na nas.
Halo, czy mam coś na twarzy? Uważam, że tu nie ma nic ciekawego. Czemu tego nie powiedziałam na głos.
- To świetnie - znów się lekko uśmiechnęłam. Jakiś dzień dobroci dla zwierząt chyba.
- Ale tak z innej beczki. Co Ty zrobiłaś ze swoim ubraniem? - spytała wskazując na moje brudne spodenki.

- Chłopak z którym "dzielę" siedzenia oblał mnie latte - skrzywiłam się na myśl o tym.
- Skąd od ma tu latte?! Gdzie on jest?!
- No już nie ma - wskazałam z lekką pretensją w głosie wskazując na brudne partie mych ubrań.
Debby zachichotała. 
- Może to nowa forma podrywu? Nie znam się zbytnio na tym.
Miałam ochotę ją poćwiartować, spalić, ożywić i znów poćwiartować. I Nick'a też. Wow, kto by pomyślał, że jestem taką sadystką? 
Po otrząśnięciu się z moich dziwnych myśli, weszłam do toalety i szybko przebrałam się w czyste i świeże spodenki, no lepiej.
O dziwo, Debby stała nadal czekając na mnie. Ruchem ręki pokazałam jej aby szła za mną, gdy zatrzymałam się przy swoim fotelu ona dosłownie pożerała bruneta wzrokiem.
- To Ty jesteś Nick, tak? - spytała.
- No tak, ona Ci powiedziała? - pokazał na mnie lekko się śmiejąc.
- No tak, La... - zatkałam jej usta buzią. No przecież chłopak ma nie wiedzieć jak mam na imię.
Nick spojrzał na nas jak na dwie wariatki, a ja zachichotałam nerwowo.
- No nie wiesz, miałeś nie znać mojego imienia, do rzekomego drugiego spotkania, o, które mogę sobie głowę urwać, że do niego nie dojdzie. - opadłam na swoje miejsce.
- Aż tak strasznie będzie, jeżeli poznam twoje imię?
- Będę musiała cię zabić - powiedziałam poważnym tonem, przez co chciało mi się śmiać. 
- I wtedy będzie dramat - zanuciła Debby - słuchaj, La... - nie dokończyła, widząc mój wzrok - słuchajcie, dobre człowieki, idę na swoje miejsce. Do zobaczenia po lądowaniu.

- Oj no weź La, wyjaw mi resztę liter swojego imienia - zrobił minkę psiaka.
- Wybacz, na mnie to nie działa, zajmij się sobą dobry ludziu - zaśmiałam się.
- Serio? Czy ty uczęszczałaś kiedyś na lekcję swego ojczystego języku? - spytał z ironią.
 - Nie, wiesz? Przez całe życie wagarowałam i nigdy nie chodziłam do szkoły. Roześmiał się i całą drogę poświęciliśmy rozmowie, a Nick dalej nie wiedział, jak mam na imię.

*Oczami Ross'a*
Wczorajszy dzień zakończył się spokojnie. Pogadaliśmy trochę z Rocky'im i o jego wrażliwym ego. Zgodził się z nami, choć uważam, że nie do końca nas zrozumiał.

Rocky to Rocky, nigdy go nie zrozumiem. Czasami przez niego są takie odpały, że odbija się to na nas wszystkich! Dziś postanowiliśmy (już spokojnie, bez krzyków) iść na plażę. Bez żadnych kłótni, zbędnych ceregieli. Szybko przyszykowaliśmy stroje i wszystkie potrzebne rzeczy spakowaliśmy do jednego dużego plecaka, który musiał nieść Riker. Dziś na niego był czas.
Zaszliśmy całą paczką jeszcze po Spencera i Billy'ego i mogliśmy ruszać. Przez całą drogę popychaliśmy się i żartowaliśmy, rozmawiając o wszystkim. Czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie i byliśmy ze sobą mocno związani. Nie wyobrażam sobie dnia bez tych czubków! Gdy dotarliśmy na plażę szybko rozłożyliśmy swoje ręczniki. Rydel poszła chyba podrywać swojego przystojnego ratownika, a Rocky, Ellington oraz Spencer poszli kupić sobie lody. Na pewno nie pomyślą nawet o nas, więc trzeba planować samemu się ruszyć.
Na ręcznikach, zostałem wraz z Riker'em i Billy'im. Ahh, cóż za cudowna ekipa.
- To co, którą zarywacie? - spytał blondyn, poruszając znacząco brwiami, no tak cały Rik.
- Jaaaaaa muszę się jeszcze porozglądać. - brunet dał znać o sobie.
- A Ty? - Riker wyczekiwał pewnie, aż wskażę dziewczynę, którą będę zarywał.
- Przykro mi ja nie z tych. - poruszałem przecząco głową i zamykając oczy, położyłem się na ciepłym ręczniku. Po chwili Rocky i Ell wrócili, dzierżawiąc w rękach lody.
- Ile gałek tym razem? - spytałem.
- Rocky 8, a ja 5. Słabo, ale ostatnio gdy tylko spożywam coś zimnego, od razu bolą mnie siekacze. - skrzywił się Ellington.
- To się wybierz do dentysty. Tak czy inaczej, idzie ktoś popływać? - skierowałem pytanie, do całej mojej grupy, lecz ich odpowiedzi przerwał mój telefon, wibrujący w kieszeni spodenek. Dobrze, że odezwał się teraz, bo za chwilę, byłoby już po nim.
- Halo? - odebrałem, nie patrząc na wyświetlacz.
- Ross, gdzie wy jesteście? - Nick zawarczał mi do słuchawki. A no tak, miałem po niego wyjechać na lotnisko. Szlak!
- No na plaży, a co? - wolałem udawać głupiego, niż od razu dostać ochrzan.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale przypomnę dla twojego dobra, że miałeś po mnie przyjechać na lotnisko! - tak się wydarł do słuchawki, aż musiałem odsunąć telefon od ucha, bo by mi chyba bębenki popękały.
W tle usłyszałem ciche chichoty dziewczyn. Ludzie, ten to ma powodzenie. Chyba kolejne laski wyrwał, tym razem w samolocie. Farciarz.
- Nick, daj spokój - odezwała się jedna z nich - mój tata zaraz po mnie przyjedzie, więc możemy cię podwieźć. I ciebie Debby, też.
- Kurde, a ja nadal nie znam twojego imienia - odezwał się z smutkiem. 
- Przerabialiśmy to - powiedziała, wzdychając.
- Co tam się do cholery dzieje? - spytałem, no kurde, on już wyrwał jakieś laski.

- Nic, nic, kochany przyjacielu. - powiedział z jadem po czym dodał - poradzę sobie.
- Nie ma za co - powiedziałem rozbawiony, próbując rozładować sytuację.

- Więcej cię o nic nie poproszę, kumplu. Żeby obca dziewczyna, której imienia nadal nie znam - znów podkreślił to, co było dla mnie oczywiste - musiała mi pomagać.
- Nie wygłupiaj się już z tym imieniem. Mów jej po imieniu i tyle. Czasem nie rozumiem Twej głupiej logiki. - powiedziałem zmieszany.
- Ale ja nie znam jej imienia, nie rozumiesz tego?!

- Ale jak to nie znasz?
- Tak to - warknął - ona nie chce mi powiedzieć. Uważa, że nie jest one mi potrzebne. 
- Bo nie jest! - krzyknęła gdzieś z daleka. 
- Nie podsłuchuj! - odkrzyknął do niej. 
- Wcale nie podsłuchuję! Ja po prostu mam tak doskonały słuch, że wszystko słyszę!
Zbaraniałem. Stałem na środku plaży z telefon w ręku, nic nie rozumiejąc.

- Cisza! - wydarłem się do słuchawki - o co chodzi? Wytłumaczyć mi to, teraz i na spokojnie!
- Nic takiego. Po prostu siedziałem na fotelu obok dziewczyny i potem wylałem na nią kawę. Rozmawialiśmy długo i postanowiła wyjawić mi swoje imię, jeśli drugi raz się spotkamy.
- Co to za dziwna logika? - zadałem pytanie.

No wybaczcie, ale nie mogłem tego zrozumieć. Przecież imię to imię, jak każde inne.
 - Po prostu - teraz usłyszałem jej głos głośno i wyraźnie; chyba wyrwała mu telefon z ręki - nie chcę, aby każdy mnie znał, kogo ja znać nie będę. Jeśli mamy się znać na dłużej, jeszcze się spotkamy. Proste!

- Jak ty usłyszałaś to, co powiedziałem, bezimienna istoto? 
- Powiedziałam, że mam fantastyczny słuch. Reszty wiedzieć nie musisz. Trzymaj, Nick - powiedziała cicho.
Po sekundzie znów mogłem słyszeć mojego przyjaciela, czyli ta osoba oddała mu telefon.
- Ty, ale wiesz jaka z niej laska! - zawył do telefonu półszeptem, wiadomo, dzięki temu go nie usłyszała.

- Hola kolego. Uważaj sobie! - usłyszałem jej lekko ochrypnięty głos w tle, przeliczyłem się wraz z Nick'iem.
- Dobra, w każdym bądź razie, gdzie jesteście?
- Na plaży, a co?
- Odwieziesz mnie na plażę? - spytał pewnie tej dziewczyny.
- Jasne, ale będzie z bagażami łaził po plaży? - spytała.
- No czemu podsłuchujesz?! To męska rozmowa. - musiałem zareagować.
- Pfff, to powiedz swojemu koledze, aby wyłączył tryb głośnomówiący. Trudno nie usłyszeć i to nie tylko mi, ale też innym ludziom z lotniska.
Miałem już nawrzeszczeć na kolegę, ale usłyszałem dalsze głosy.
- Twój tata! - wykrzyknął inny kobiecy głos.
- Witaj córeczko, jak lot? Jak się masz? Opowiadaj. - i tu wyjawił się gruby, męski głos.
- Daruj sobie, że Cię to interesuje i daj spokój. Miejmy to za sobą. - chłodno odezwała się dziewczyna, której imienia nie znamy.
Dziwne, nie była zbyt miła w stosunku do swojego ojca. To było bardzo dziwne.
Okej, nie wszyscy muszą mieć fantastyczny kontakt ze swoimi rodzicami, ale to była już przesada. Nigdy nie słyszałem jeszcze takiej nagłej zmiany. Przed chwilą żartowała, była zadowolona, a teraz była chłodna i niedostępna. Coś tu musi być nie tak.

Mężczyzna westchnął głęboko.
- Ummm, kochana - chciała uspokoić ją Debby, o ile dobrze pamiętam. Chciała chyba wydać jej imię, ale się powstrzymała i zastąpiła je innymi słowami.

- Co? Mam być spokojna? Miła? Dla tego człowieka będzie trudno wiesz. - zimno odpowiedziała.
- Dobrze o tym wiem - westchnęła przeciągle - ale uważam, że trochę przesadzasz. Macie spędzić ze sobą naprawdę dużo czasu i uważam, że powinniście się z tatą trochę dogadać.
- Dogadać się z człowiekiem, który zniszczył Ci życie? Przez, którego dziś nie potrafisz się szczerze uśmiechnąć, który zmienił mnie w oziębłą laskę, bez uczuć? Przykro mi, nie da się.
- Sorry stary, muszę już kończyć - powiedział niepewnie Nick - zobaczymy się niedługo. Już po chwili usłyszałem dźwięk przerwanego połączenia.
 No tak, nie dziwmy się. Ta sytuacja była niezręczna, ale zupełnie nie wiem o co mogło chodzić.

Po chwili dostałem sms'a od kumpla "Będę za 15 minut na plaży, wyjeżdżamy." - okey, czyli nie ma po co wskakiwać do wody.
- Zbieramy się kochani! - wykrzyknąłem bojowo, a mina wszystkim zrzedła.
- A to niby dlaczego? - spytała pretensjonalnie Rydel.
- Och, przepraszam, że przeszkadzam ci wyrywać chłopaka, który i tak z tobą nie będzie - powiedziałem z sarkazmem - ale Nick przyjeżdża i musimy być przygotowani na jego przyjście. Najlepiej bądźmy niedaleko wyjścia, wtedy się nie zgubi. 
Po chwili narzekania, staliśmy już przed wejściem na plażę. Podjechała koło nas, czarna duża terenówka, z której po chwili wyszedł Nick i z pomocą kierowcy auta, starszego mężczyzny, wyjął bagaże z bagażnika i podszedł do nas, gdy auto zaczęło odjeżdżać.
- Pa, Nick! - z okna wystawiła głowę jeszcze ładna czerwonowłosa dziewczyna, a potem auto zniknęło z punktu widzenia. 
- To ta bezimienna? - zapytałem, a wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie prócz Nick'a.
- Niestety nie. Nie możesz podziwiać jej urody. Przykro mi.
- Nie wierzę, że jest aż tak ładna. - prychnąłem. 
- Aż być się zdziwił, stary - Nick poklepał mnie po plecach - zdziwiłbyś się jak nic.
- Masz do niej numer? - zawył Riker. 
 
******************************************************************************************************
Cześć kochani! Dawno nie dodawałyśmy rozdziału i serdecznie przepraszamy za zwłoke, ale po prostu wiecie - brak czasu. Pracowałyśmy z Szanell nad tym kilka tygodni i w końcu jest! Komentujcie, a my postaramy się dodać nexta szybciej.
Hola, a tu Szanell! Po krótce, powiem Wam, że zamierzam odejść z bloggera, no cóż kłopoty i tak dalej. Nie wiem co z tym zrobię, ale cóż, Cristal i CrazyMonika, nie dają za wygraną i cały czas mówią, że mi nie pozwolą. Faktycznie żal mi to zrobić, zastawiam się. Ale teraz ciekawostka o rozdziale! To tak, przed chwilką kończyłyśmy z Cristal rozdział gdy nagle jej popsuła się klawiatura, a po chwili ja nie miałam litery "c",  którą i teraz muszą kopiować. Do tego teraz Ola musiała zmykać, bo jej piesek zawsze wyczuwa ten moment i chciał wyjść, a u mnie moja mama wyskoczyła ze słowami "Iza, muszę coś zobaczyć" i bla bla bla. Teraz też siedzi mi na głowie, więc lecę i papa!

Przepraszamy za błędy i prosimy o komentarze! ^^ 

Zapraszamy Was do zakładki z kontaktem. Miło by było z kimś popisać więc zapraszamy do kontaktu! Nie gryziemy! :D 

środa, 16 lipca 2014

Liebster Blog Award!

Zostałyśmy nominowane przez cudowną Karcię Lynch ♥
Blog : http://nic-nie-jest-wiadomo-r5laurainni.blogspot.com/
Bez zbędnej zwłoki, zaczynamy :)

Odpowiedzi Szanell będą kolorem jasno fioletowym,
A Cristal kolorem czerwonym.

Pytania od Karci Lynch : 

1. Dlaczego założyłaś bloga? Co było inspiracją?
2. Opisz siebie w trzech słowach.
3. Ulubiony film, serial?
4. Ulubiona pora roku?
5. Kogo lubisz najbardziej z R5 oraz A&A?
6. Za co lubisz/kochasz R5?
7. Ulubiona piosenka R5, Austin&Ally i kogoś, kogo lubisz...?
8. Jakie cechy ludzi nie lubisz?
9. Wolisz Auslly czy Raurę? Wytłumacz dlaczego ta, a nie ta.
10. Jakie pary lubisz, shippujesz?
11. Cieszysz się z nominacji?
12. Czytasz mojego bloga? Albo czy o nim słyszałaś?
13. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
14. Co robisz w wolnych chwilach oraz kiedy dopadnie cię brak weny?
15. Kim chcesz zostać w przyszłości?
16. Jakiej gwiazdy nie lubisz, a jaką lubisz?

Odpowiedzi :

1. Hmm, dla mnie inspiracją, były inne blogi, które czytałam. A dlaczego założyłyśmy bloga, hmmm, po prostu chyba, aby dalej próbować w tym swoich sił ^^
Podpisuję się pod Szanell :)

2. Szalona, energiczna, szczera.
Dziwaczna, romantyczna, wybuchowa.


3. Film to jest ich wiele, typu "Nostalgia Anioła", "Camp Rock" i inne. A seriale? "Austin & Ally", "Jak poznałem waszą matkę", "Teoria wielkiego podrywu", "Dr. House" itp. :)
Uwielbiam całą Sagę Zmierzch, "Camp Rock", "Zbuntowana ksieżniczka" i wiele innych. Z seriali kocham oczywiście "Austina & Ally", "Zaklinaczkę duchów" czy nawet "BrzydUlę" :)


4. Lato i odrobinę zima.
Wiosna. Kocham też lato i zimę, kiedy mam urodziny :)


5. W R5 uwielbiam wszystkich! Nie ma wyjątków, choć ostatnio mam fazę na Rocky'ego, hahaha xd
Kocham ich wszystkich, ale jeśli miałabym wybierać to chyba Rydel, Ross i Rocky ;d


6. Za wszystko. Za całokształt. Za ich stosunek do fanów, za ich muzykę, za ich wielkie serce. No za wszystko. Nie potrafię tego opisać.
Mogę się przypiąć do kochanej Szanell? :) Kocham ich za to, jacy są. Nie gwiazdorzą (dobrze to chociaż napisałam?) i zachowują się normalnie. Za ich talent. Za to, jak nas kochają. No za wszystko :)

7. R5 to chyba "Ain't No Way We're Goin' Home" i "One Last Dance" a z A&A, "Parachute", "Upside Down" i "Mashup Songs" i "What We're About", a zresztą wszystkie! 

Aktualnie : R5 - Cali Girls, A&A - Stuck on you oraz Parachute, Demi Lovato - Unbroken.
8. Kłamliwy, nieszczery, wyniosły i zadufany w sobie.
Zarozumiałości, egoizmu, niewierności, obłudy.

9. Obydwa paringi kocham i shippuję ^^ Nie potrafię wybrać :3
Podpisuję się :3

10. Jestem za Raurą, Auslly, Lanielle, Elounor, jest tego więcej i co więcej, jest tego sporo ^^ 
Raura, Auslly, nie wiem czemu, ale Nemi (NICK JONAS + DEMI LOVATO) oraz Dilmer, które już istnieje ;p (WILMER VALDERRAMA + DEMI LOVATO)

11. Jasne, że tak! To wielkie wyróżnienie i docenianie mojej i Cristal pracy :)
Jasne!
12. Przyznam szczerze, że mocną stałą czytelniczką nie jestem, ale czytam Twojego bloga i nadrabiam rozdziały. Postaram się kiedyś także je skomentować ;)
Czytam rozdziały, wszystko nadrabiam :3

13. Czy ja wiem? Nie doświadczyłam tego, ale być może.

Niezbyt. Nie doświadczyłam tego i choć jestem na maxa romantyczna, to nie wierzę w taką miłość. Trzeba się lepiej poznać, aby się zakochać (moim zdaniem).

14. Spotykam się z przyjaciółmi, słucham muzyki lub szukam inspiracji w dobrych filmach lub książkach :3
Czytam, spędzam czas na świeżym powietrzu, oglądam filmy, słucham muzyki ^^

15. Na to pytanie, prawie nigdy nie potrafię odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, na razie tego nie planuję. Co ma być, to będzie.

Lekarzem ^^

16. To tak. Lubię wiele gwiazd, ale także za dużym gronem sław nie przepadam. A, że nie chcę nikogo urazić poprzez mój gust nie wymienię sław których nie lubię a jeżeli chodzi o moje ulubione to Laura, R5, One Direction, Demi Lovato, Little Mix itp.
Uwielbiam R5, Laurę, Demi, Eda Sheerana, Christinę Aguilerę i tak dalej :p Nie przepadam za Seleną Gomez, Justinem Bieberem, Lorde itp. :p

Nominujemy :

1. http://w-cieniu-niebezpieczenstwa-raura.blogspot.com/
2. http://laura-i-r5-i-hate-you.blogspot.com/
3. http://never-say-never-r5-and-laura.blogspot.com/
4. http://diary-allyson.blogspot.com/
5. http://lynch-vs-marano-wojna.blogspot.com/
6. http://raura-ogrodnik-i-dama.blogspot.com/
7. http://auslly-its-a-new-day.blogspot.com/

Pytania od nas :

1. Twoja największa "achillesowa pięta" ?
2. Twoje motto?
3. Ulubiony gatunek muzyczny?
4. Napisz coś, czego nikt o tobie nie wie.
5. Masz jakąś fobię?
6. Co cenisz sobie w ludziach?
7. Jak ci mijają wakacje?
8. Uważasz, że jesteś dobrym człowiekiem?
9. Najbardziej szalona rzecz, którą przeżyłaś?
10. Masz swoje 'celebrity crush'?

To tyle od nas ;)

Rozdział pojawi się niedługo, już pracujemy nad nim z Szanell :) Wiecie, w wakacje woli się czasami siedzieć na świeżym powietrzu albo gdzieś wyjeżdża i nie ma się głowy do pisania, ale już pracujemy.

Pozdrawiamy!

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 1 ~ "Człowiek jest słaby, a przeciwieństwa losu silne."

*Oczami Laury*

Ranek. Zbudził mnie odgłos budzika. 'Jasna cholera, dlaczego mam nastawiony budzik, w sobotę na godzinę 07:00?!' - pomyślałam. Po chwili jednak zrozumiałam, że dziś nie ma soboty. Dziś jest poniedziałek. Pierwszy poniedziałek całkowicie wolny od szkoły, początek wakacji. Większość osób, które są zmuszane do uczęszczania do tego miejsca, teraz skaczą z radości. Ja też nie lubię szkoły, ale czy lubię wakacje? I w ogóle, czy ja coś na tym świecie jeszcze lubię? No właśnie. Leniwie, zaczęłam wstawać z łóżka. Wiele osób położyło by się spać ponownie, lecz ja nie należę do tej grupy. Dlaczego? To proste. Po prostu gdy już się zbudzę nie ma najmniejszej szansy na ponowne uśnięcie. Po długiej walce z kołdrą, którą byłam niemiłosiernie oplątana, wstałam z łóżka, wcześniej ubierając swoje fioletowe, ciepłe kapcie. Z krzesła zgarnęłam szlafrok. Zaintrygował mnie widok za oknem. Nowy Jork, każdy tak bardzo zachwyca się tym miastem. Uważa je za raj na ziemi, ale tak naprawdę wcale takie nie jest. Jest okres zimowy. Bez przerwy jest mróz, wręcz siarczysty. Wiatr wzbudza nieprzyjemne dreszcze. Widok za oknem? Może nie jest najgorszy, ale nie wzbudza podziwu ani zadowolenia dla mojego serca, duszy ani umysłu. Nienawidzę tego miasta. Tak bardzo chciałabym być znowu w słonecznym Los Angeles. I nie chodzi tu tylko o słońce. Chciałabym ponownie mieszkać tam z moją rodziną. CAŁĄ RODZINĄ. A teraz? Siostra w Miami. Ja z matką w Nowym Jorku, a ojciec cieszy się kalifornijskim słońcem. Ale czekaj Laura, stop! Po co to wszystko wspominać? Co się stało to się nie odstanie! Z tą myślą, otworzyłam cichutko drzwi i niesłyszalnie dobrnęłam do kuchni znajdującej się na parterze. Kierunek lodówka. Jakieś ciasto, puszki wypełnione sama nie wiem czym, warzywa, dżemy, nabiał i inne cuda wianki, ale nie, przecież prosić o zwykły jogurt to zbyt dużo, prawda?! 
- Cześć, kochanie - do kuchni weszła matka. Od razu wiedziałam, że znowu będzie próbowała mnie udobruchać, abym była grzeczną dziewczynką. Na twarz "nałożyłam" maskę i nie odwróciłam się nawet w jej stronę. 
- Cześć - mruknęłam, wyjmując z lodówki to, co było jeszcze dobre do jedzenia.
Wyjęłam chleb i pokroiłam na kromki, smarując masłem i kładąc na to ser. Dokroiłam jeszcze pomidora i zaczęłam pałaszować swój posiłek. Odwróciłam się do matki i patrzyłam na nią znacząco. Chciałam być sama i ona dobrze o tym wiedziała, jednak nadal stała w miejscu. Przypatrując mi się uważnie. Dobrze wiedziała, że tego nie lubię. Zawsze mnie to prowokowało. No może nie zawsze, tylko od wtedy kiedy razem z ojcem zadali mi najbardziej bolesny cios w życiu. Nie mogłam już wytrzymać jej wzroku, uporczywie mnie świdrującego więc postanowiłam przemówić. 
- Co się tak gapisz? - spytałam z wyrzutem. 
- A Ty dlaczego TO robisz? - wiedziałam do czego zmierza. 
- Znów zaczynasz?! Może dasz mi w końcu święty spokój. Wciąż się mnie czepiasz, wiesz?! Ale okey, chcesz wiedzieć czemu? Bo razem z ojcem zadaliście mi cios prosto w serce?! Wy myślicie, że to fajnie mieć  tylko jednego rodzica przy sobie?! Żebyście chociaż raczyli zamieszkać w tym samym mieście, a nie porozjeżdżaliście się w dwie różne strony kontynentu! - chciała coś powiedzieć, lecz ja nadal ciągnęła swój monolog. 
- I nawet nic nie mów! Miałaś dwójkę rodziców przy sobie i ich zostawiłaś też, teraz gdy potrzebowali na starsze lata Twojej opieki! Zobaczymy jak Ty się poczujesz jak ja albo Vanessa Ci tak zrobimy co?! Nie chcę Cię słuchać! Nic nie wiesz o tym bólu. Zamilcz. - wykrzyczałam jej w twarz i pobiegłam do swojego pokoju.
Byłam wściekła i bolało mnie to wszystko, co było prawdą. Pomimo wszystkiego poczułam się lepiej. Prawda była straszna i bolesna. Naprawdę, kochałam i kocham nadal moich rodziców, ale nie potrafię się inaczej z nimi porozumiewać niż przez kłótnie lub suche rozmowy. Zranili mnie. I to bardzo. Teraz niech oni się nacierpią. Ojciec często dzwoni, przeprasza, mówi, że mnie kocha. Ale dlaczego nigdy nie poprosi o spotkanie? Dlaczego do mnie nie przyjedzie? A jeżeli obydwoje chcą mojego szczęścia to czemu chociaż nie  zamieszkają bliżej siebie?! Właśnie, więc widocznie pieprzy ich moje szczęście. Jeżeli w ogóle wiedzą co oznacza to słowo. Bo szczerze? Ja już zapomniałam jaka była jego definicja. Czułam się okropnie. Bardzo tęsknię za ojcem, ale co to da? On nawet nie chce mnie częściej widzieć. On chyba w ogóle nie chce mnie widzieć. Znudził go chyba mój pesymizm, oschły głos i wieczne kłótnie. W sumie, nie dziwię mu się. Sama chciałabym być innym człowiekiem, ale przeszłość mi na to nie pozwala. Na początku, myślałam, że mój oschły, lekceważący i ogólnie wszystko mający w dupie charakter, pomoże mi wyjść na prostą. Zapomnieć o tym wszystkim i, że potem wrócę do swoich dalszych nawyków, zachowań, zainteresowań i do prawdziwej mnie. Ale się pomyliłam. Tak bardzo zaczęłam się w to wczuwać, że w końcu utknęłam i do dziś nic nie potrafię z tym zrobić lub może moje serce, dusza lub umysł tego nie chce? Tego nie wiem. Ale wiem jedno. STĄD POWROTU JUŻ NIE MA. To za bardzo mnie pochłonęło.
- Laura, słuchaj - powiedziała matka, wchodząc do mojego pokoju jak cień - rozmawiałam z ojcem i tak się zastanawiamy, czy nie chciałabyś pojechać do niego na wakacje. 
Hmm, kusząca propozycja. Los Angeles, wieczne słońce i ciepło. Czemu nie? Nawet bardzo tego chcę, ale skąd ja mam wiedzieć, czy nie robią tego z litości. Czy nie robią tego tylko po to, abym o wszystkim zapomniała i abym była tą wspaniałą córeczką sprzed lat. Propozycja wystrzałowa. Aż się dziwię, że w ogóle coś mnie zadowoliło, lecz nie dałam tego po sobie poznać. Miałam kamienną twarz. 
- Zastanowię się. - powiedziałam sucho, wpatrując się w obraz za oknem. 
Znów lało jak z cebra, miałam już serdecznie dość tej dennej i przygnębiającej pogody . Ten wyjazd jest dla mnie miły właśnie dlatego, że tak zawsze jest słońce. Coś co kocham ponad życie. Odwróciłam się w stronę matki. Nadal była w moim pokoju. Popatrzyłam na nią złowrogo a po chwili zrobiłam duże oczy i wskazałam oczami na drzwi. Zrozumiała mnie. Wyszła. Chociaż raz.

*Oczami Ross'a*

Los Angeles. Miasto, w którym mieszkam od lat i które kocham całym swoim sercem. Kocham te gorące słońce, szum oceanu. Można tu się bawić w najlepsze i nigdy nie można się nudzić!
Od najmłodszych lat uwielbiam surfing, więc to jest dla mnie raj. Z resztą, czym się tu przejmować? Mam wszystko, co mi do szczęścia potrzebne. Nigdy nie byłem taki, który narzekał na swój los. Nie chciałem mieć czegoś ponadto i nie lubiłem ludzi, którzy uważali się za lepszych. Lecz niestety, takich osób jest na świecie zbyt wiele. Jest lato, co nikogo nie dziwi. Przecież tu panuje, wieczne lato! Ludzie pluskający się w wodzie i opalający na słońcu, dzieci robiące zamki z piasku. Właśnie dzieci. Czasem zastanawiam się czy spotkam kiedykolwiek swoją druga połówkę. Jestem chłopakiem, ale bardzo pragnę tego, aby jakaś dziewczyna czuła się przy mnie bezpieczna i abyśmy mieli gromadkę dzieci. Czasami mam chwilę zwątpienia. Boję się, że niema dla mnie drugiej połówki na tym świecie. Mam 18 lat, większość moich kolegów, ma dziewczyny, a ja na dobrą sprawę nawet się nie całowałem. Nie chcę zaprzepaścić tego wyjątkowego uczucia i oddać je komuś kto na nie nie zasługuje. Może to i żenujące, ale nie dla mnie i mojej rodziny. Uważają, że to przesłodkie. Ja po prostu chcę zrobić to z dziewczyną, którą będę kochał całym swoim sercem, które jej oddam. Ale może nie będę się nad sobą użalał. Nie lubię tego robić, wolę myśleć pozytywnie. Oglądałam telewizję. Siostra w swoim pokoju a bracia prócz Riker'a wybrali się do sklepu, pod naciskiem Rydel. Ooo, ta to ma głos! Jak wrzaśnie, to wszyscy staną na baczność i zrobi wszystko, co będzie kazała.Oczywiście nie zawsze ma z Nami tak łatwo, ale gdy użyje swego potężnego głosu, to potrafi zdziałać cuda. Może przejdźmy do tego, czemu ja zostałem w domu, a więc powód jest taki, że czekam na swojego przyjaciela Spencer'a aby wybrać się z Nim na plażę. Po drodze zgarniemy jeszcze Billy'ego i Nick'a. Znając życie przylepi się do nas także i moje rodzeństwo z Ell'em. Oni zawsze chodzą wszędzie z nami, ale faktycznie bez nich nie ma zabawy. Oni potrafiliby rozkręcić nawet najnudniejszą imprezę na ziemi! Naprawdę ich wszystkich bardzo kocham. Nawet nie wiem, co by było, gdyby ich nie było. Byłbym samotny, popadłbym w depresję. To jest najgorsza wersja z możliwych, ale główne pytanie - dlaczego nie? W życiu wszystko może się zdarzyć. I ja też czuję, że w moim życiu niedługo stanie się coś niezwykłego. Coś, co zmieni je na lepsze. Co zmieni mnie w lepszego człowieka, niż jestem dotychczas. Wiele osób mówi mi, że ja juz nie mogę być lepszym człowiekiem, ale mnie przeceniają. Mógłbym zrobić o wiele więcej, niż zrobiłam i robię dotychczas, ale lenistwo, czuwa i hamuje nawet na prostej i równej drodze, bez przeszkód. 
Tak leżąc i rozmyślając, ocknąłem się dopiero wtedy gdy dzwonek do drzwi frontowych, porządnie mną wzdrygnął. Złapałem już wcześniej przygotowany telewizor i ruszyłem aby otworzyć drzwi jak się domyślałem swojego przyjacielowi i ruszyć z Nim na cieplutką plażę. Przywitał się ze mną i już mieliśmy ruszać gdy z góry usłyszeliśmy głos mojej siostry. 
- Ross, gdzie się wybierasz? - krzyknęła z pretensją? No jeszcze czego.

- Idę ze Spencerem na plażę, przecież Ci mówiłem.Przewróciłem oczami, na co kumpel się roześmiał. 
 - Poczekajcie, dołączę do was. - westchnąłem. 
- A co z pozostałymi? 
- Zostawię im karteczkę - powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste.
W sumie sama Delly? Nie będzie źle, gorzej by było gdyby wszyscy się z Nami wybrali. I nagle bum, weszli do domu, cała zgraja, gdy nas zobaczyła, Riker od razu przemówił.
- Gdzie idziecie?
- Na plażę! - radośnie okrzyknęła Rydel.
- Czekajcie, odstawimy torby i idziemy z Wami! - krzyknął uradowany Ell.
- Nie, nie ma mowy! Idziemy w trójkę, plus Billy i Nick! Czy wyraziłem się jasno?! - krzyknąłem.
- Ross, przestań. I tak za Nami się powleką. - Rydel złapała mnie za ramię i cicho westchnęła.
Wiedziałem, że miała rację. Nie było po co się kłócić.
- Skoro musicie - powiedziałem znudzony.
- Yeah! - rozbrzmiały okrzyki radości moich braci i kumpla - idziemy na plażę!
I ruszyli do drzwi.
- Ej no czekajcie! A gdzie wasze ręczniki i się przebrać to nie zamierzacie? - zapytałem ze zdziwieniem.
- Tak myślałem, że o czymś zapomnieliśmy! - krzyknęli razem, niczym zsynchronizowani i pobiegli na górę.
- I właśnie dlatego, chciałem iść w mniejszej grupie. - westchnąłem.
- Po co ci wszyscy idioci, którzy będą mi zatruwali po raz kolejny życie? Pamiętacie, jak Rocky próbował udowodnić, że jest dobry w podrywaniu? Podszedł do dziewczyny, która miała chłopaka i nie tylko dostał od niej kosza, ale też loda... we włosach!
Na moje słowa wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz głównego poszkodowanego.
- Ej, ja wszystko słyszałem! - krzyknął.
- Miałeś słyszeć!

- Bo zaraz sobie pójdę! - krzyknął oburzony.
- Naprawdę? Wiesz..to najlepszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłeś! - krzyknąłem uradowany.
- To był sarkazm, ośle. - dodał ponownie.
- Rocky, proszę, używaj słów, których znaczenie rozumiesz.
- A sugerujesz, że jakiego słowa w mojej wypowiedzi nie rozumiem? - mówił to z wielkim żalem.
- Nie wiem, na przykład sarkazm? 
- To złośliwa ironia, drwina lub szyderstwo! - powiedział dobitnie.
- Wow, specjalnie sprawdziłeś i zapamiętałeś znaczenie tego słowa, aby nam zaimponować - powiedziałem ze sztucznym podziwem.
- Czy możesz się ode mnie odczepić?! Czy wy naprawdę myślicie, że jestem aż tak głupi?! - powiedział z żalem wymalowanym w oczach i odbiegł w tłum ludzi.
- Naprawdę mamy odpowiedzieć? - spytaliśmy chórem.
 - Wiecie co, myślę, że przesadziłeś Ross. Zresztą myślę, że wszyscy przesadziliśmy. - powiedziała spokojnie Rydel.
- Oj, no może trochę - widząc wzrok Delly, zmieniłem zdanie - tak, przesadziliśmy. I to bardzo.
- Dobrze, że zrozumieliście. Ale, co teraz robimy? - zagadnęła blondynka.      
- Chyba trzeba go znaleźć i przeprosić. Ale gdzie go zacząć szukać?
 - Szukanie go w tym tłumie w LA, to niczym szukanie igły w stogu siana. Ale Ell, gdzie on może być? Na pewno wiesz! - ożywił się Riker.
- Niech się zastanowię...

- Myśl, Ell, myśl - miałem ochotę potrząsnąć go za ramiona, ale w porę się opanowałem.
- No nie wiem! Wiemy o sobie wiele, ale nie znamy miejsc gdzie najczęściej chodzimy. My nawet nie mamy takich miejsc. - odpowiedział bezsilnie.
- W takim razie, albo się rozdzielamy i go szukamy, albo idziemy do domu i cierpliwie na niego czekamy. - Rydel przejęła inicjatywę.
- Chyba lepiej go będzie poszukać. Jeszcze narobi jakiś głupot. Na przykład zeskoczy z mostu albo wpadnie pod samochód. O! Albo będzie próbował wyrwać kolejną laskę, która jest w związku - wygłosiłem swój monolog.
- No jasne! Pierwsze się z nim kłócisz, a teraz karzesz szukać w mieście gdzie w ciągu jednej sekundy, na jednej ulicy przewija się tysiące ludzi jak nie miliony. Trzeba myśleć co się mówi! - wybuchnął Ryland.
- Czy wy nie za bardzo histeryzujecie? - dodał swoje pięć groszy Riker - Rocky nie jest takim idiotą, żeby zginąć. Okej, mógłby czasami zachowywać się dojrzalej, ale na pewno wróci cały i zdrowy do domu.
- Właśnie. Wracajmy do domy, na pewno tam będzie. Pewnie musi to wszystko przemyśleć, lub kupić żelki. - po słowach Ellington'a każdy popatrzył na niego jak na idiotę.
- W sumie, co się dziwić? Żelki zawsze go uspokajały.
- To fakt. Chodźmy do domu. W razie czego ma chyba przy sobie telefon. - powiedziałem, po czym wszyscy ruszyliśmy w drogę powrotną.
Normalnie świetnie wyszło nam wyjście na plażę. Ale co jak co, to moja wina. Chodź jakby się tak uprzeć, Rocky, mógłby nie robić z igły wideł i po prostu nie przejąć się moją opinią na temat jego umysłu. Nigdy aż tak bardzo nie przejął się moją opinią. Co się dziś stało? Okresu dostał? Żart żartem, ale mówię poważnie. Rocky zawsze ignorował nasze docinki. Tak czy inaczej, właśnie dotarliśmy pod naszą zacną posiadłość. Rydel jednym ruchem ręki i kluczem rzecz jasna, otworzyła drzwi i wszyscy rzucili się wprost na korytarz, łącznie ze mną. 
Widać było, że Delly ma nadzieję, że zastaniemy w domu Rocky'iego bo zaraz od wejścia zaczęła wykrzykiwać jego imię. Była na górze w kuchni, w łazienkach no wszędzie, ale po brunecie, ani śladu. Spanikowana skierowała się do salonu, co uczyniliśmy wszyscy. I tu kompletnie nas zatkało. Przed telewizorem, z nogami na stoliku, cielskiem rozwalonym na kanapie i kwaśnymi żelkami w ręku siedział Rocky!  

 **

Witajcie misiaczki ♥
Tak nie mogliście się doczekać i wreszcie rozdział jest :)
Oczywiście, pewnie byłby wcześniej, ale czasami jestem zbyt wielkim leniem i nie chciało mi się myśleć. Ale następnym razem bardziej się przyłożę.
Czekamy na komentarze i szczere opinie, a wy czekajcie na rozdział 2 :)

Tutaj Szanell XD
To tak, rozdział dodany dzięki osobom, które usilnie proszą o pierwszy rozdział, a więc proszę! :) Na razie jest to początek więc mało się dzieje, do tego często z Cristal się wymijamy i trudno jest dojść do porozumienia hahah XD A no i, życzę Wam udanych wakacji misie. (U mnie pada, bez przerwy -.-).
Mam nadzieję, że mnie zrozumieliście ♥
Do napisania! :3


wtorek, 24 czerwca 2014

PROLOG

Szczęście zawsze nas dotyka, ale często mamy tak, że je odpychamy. Boimy się zmian, boimy się, że będzie gorzej niż jest. Nasza główna bohaterka Laura cieszyła się życiem i korzystała z niego jak najlepiej, dopóki nad jej życiem nie zawisł cień. Cień zwany rozwodem rodziców. Nie zważając na swoje córki, państwo Marano, nie patrząc na konsekwencje, bez słowa wytłumaczenia rozstali się i porozjeżdżali we dwie różne strony świata. Dla Laury to był ogromny cios. Bardzo kochała rodziców i nie chciała, aby kiedykolwiek ich rodzina się rozpadła. Kiedy musiała zamieszkać z matką, odcięła się całkowicie od ojca i zaczęła żyć na nowo. Stała się zupełnie inną osobą, na wierzchu rzecz jasna. W środku, w jej sercu, nic się nie zmieniło. Nadal była tą miłą i pomocną dziewczyną lecz już nie tak bardzo radosną i energiczną, jak to zwykle miała w zwyczaju. Dla rodziców była oschła, jak obca osoba. Uznanie miały u niej tylko jej przyjaciółki i jedyna siostra Vanessa.Właśnie a co z Vanessą? Wyglądało to z grubsza tak, że czarnowłosa miesiąc po rozwodzie rodziców wyjechała do Miami. Tam, zaczęła grać w serialu. Nie cierpiała tak bardzo z powodu rozłąki rodziców, można wręcz rzec, że się z tym pogodziła i zapomniała. Żyła tym co tu i teraz a przeszłością czy też przyszłością nigdy nie zakrzątała sobie myśli. W przeciwieństwie do swojej siostry. Siostry często kontaktowały się ze sobą i rozmawiały długie godziny. Tęskniły za sobą ogromnie. Laurze brakowało motywujących i długich rozmów z siostrą, które prowadziły, gdy mieszkały jeszcze pod jednym dachem. Vanessa była ogromnym oparciem Laury. Zawsze wiedziała, co doradzić i umiała pomóc. Ale teraz może przejdźmy do pewnego blondyna o imieniu Ross. On w życiu, z pewnością radził sobie lepiej od młodej Marano. Zawsze z uśmiechem na ustach i umysłem pełnym pozytywnych myśli, kroczył przez życie i nie patrząc na przeciwności losu. Ale w zasadzie co miało go smucić? Rodzina? W komplecie. Przyjaciele? Zawsze do usług. Rodzeństwo? Skoczyło by za Nim w ogień. Nad tym wszystkim wadził mu jeden jedyny wróg. Co fakt, to fakt, często krzyżował mu plany, ale Ross nie był z tych którzy łatwo się poddają i często po prostu nie zwracał na niego uwagi. Przy Rossie nigdy nie można było się nudzić. Zawsze miał milion pomysłów na minutę i wszystkie chciał zrealizować jak najszybciej. Zawsze znalazł jakiegoś pogromcę nudy dla całej grupki przyjaciół. A po za tym kto mógłby się nudzić z tak pozytywnymi osobami jakimi otaczał się Ross? Jego rodzeństwo to wręcz machina nie kończących się pomysłów na zabicie nudy. Do tego cała 4 Lynch'ów uwielbiała muzykę, więc w wolnej chwili to ona pomagała im się odprężyć i dodać większego kopa do dalszego działania. A co łączy tą dwójkę? Oboje kochają muzykę, choć Laura chowa to w sobie. Nie chce pokazywać, że muzyka, z którą teraz każdy ma styczność, choćby jej słuchając może pomóc jej w trudnych chwilach. Że tej zimnej Laurze Marano, może pomóc coś tak oczywistego jak czyste i płynne dźwięki dobiegające z instrumentów. Każdy na jakiś problem ignoruje coś, co kojarzy się mu z bolesnym tematem. Dla Laury takim tematem była muzyka. A Ross? Ross nie krył się z tą pasją. Pokazywał na każdym kroku, że muzyka to jedna z najważniejszych rzeczy w jego życiu i, że to dzięki niej jest szczęśliwy i nie trapi się drobnostkami, które pojawiają się także i w jego życiu, co w teraźniejszości jest normą. Muzyka to magia. Potrafi zwyciężyć ze wszystkim, potrafi zmienić człowieka, potrafi wzruszyć, rozweselić, pocieszyć i wspierać. Ale czy potrafi połączyć? Czy potrafi połączyć dwie sprzeczności, dwa przeciwieństwa? Tego nigdy nie możemy wiedzieć, ale możemy się tego domyślać i mieć taką nadzieję.


✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨✨
Hop, hop myszki! Tutaj Szanell Torres :D Jak widzicie wraz z cudowną Cristal, zdecydowałyśmy się na wspólne prowadzenie bloga o Raurze, rzecz jasna :) Mam nadzieję, że chętnie będziecie go czytać, komentować i klikać "Obserwuj". Nie będę się zbytnio rozpisywać.
Całuję, do napisania i kocham Was misie! ♥ 

Ja także witam :)
Bardzo się cieszę, że w końcu możemy zacząć historię z Szanell. Jest świetna *.*
Komentujcie, obserwujcie i przede wszystkim czytajcie ♪
Ja was pozdrawiam, ściskam, całuję i zapraszam na pierwszy rozdział, który pojawi się niedługo.
xx, Cristal ♥