..Biegnę przez gąszcz nie zważając na to co dzieje się wokół. Wibrująca ciągle w kieszeni komórka, domagająca się aby ją odebrać, nie daje mi spokoju. Wyrzucam ją w krzewy i inne rośliny, dalej biegnąc przed siebie. Ocieram się o ostre gałęzie drzew leżące na ziemi, krzewy i inne kłujące dziadostwa. Jak mogli mi to zrobić, jak mogli zniszczyć całe moje życie..
Zbudziłam się cała oblana potem, znowu ten okropny sen, od czasu do czasu śni mi się i doprawia mnie o jeszcze gorszy humor. Usadowiłam się siadając na skrawku łóżka i popatrzyłam za lekko przysłonięte żaluzje. Słońce? W Nowym Jorku o tej porze roku? Jak to możliwe. Zastanawiam się nad tym i coś mi nie pasowało. Zaspana przetarłam oczy i podciągnęłam się na rękach, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdywałam. To na pewno nie był mój pokój, ale wszystko było takie znajome. Czemu wszystkie wspomnienia ze wczorajszego dnia zostały przeze mnie zamazane?
- Laura, wstałaś już? - usłyszałam i dotarło w końcu do mnie, gdzie się znajduje. Przecież to Los Angeles!
- Nie, dalej śpię - wymamrotałam i próbowałam zakopać się w kołdrze, aby znów spokojnie spać, ale najwyraźniej nie było mi to pisane.
- Ej, no co jest? - miałam zamiar się awanturować, żeby tylko spokojnie móc ponownie się nakryć.
- Śniadanie, skarbie - usłyszałam nad swoją głową i zobaczyłam twarz ojca.
Jęknęłam zniesmaczona i chciałam rzucić w niego poduszką, ale szybko mi to uniemożliwił.
- Jeśli mam wstać, to wyjdź z pokoju - wskazałam palcem na drzwi.
Popatrzył na mnie pytająco, ale byłam nieugięta. W końcu, z cichym westchnieniem, wycofał się z pomieszczenia i zniknął za ścianą. Wstałam i wyciągnęłam ze swojej walizki, której wczoraj nie zdążyłam rozpakować, krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, których niestety nie posiadałam za dużo. Poszłam do łazienki z przygotowanym ubiorem, wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zeszłam na dół powolnym krokiem i skierowałam się do kuchni, sprowadzona zapachem omletów.
- Smacznego - ojciec widząc mnie tylko, schodzącą po schodach, od razu postawił mi talerz ze śniadaniem na stole i ruchem ręki wskazał abym usiadła.
Po chwili zajadałam się już pysznym omletem. Muszę przyznać, że gotowanie taty znacznie polepszyło się od czasu gdy mieszkał jeszcze z nami. Chyba, że akurat omlet jako jedyny tak dobrze mu wychodzi.
- Spotkasz się dzisiaj z Debby? - zagadnął.
Pokiwałam twierdząco głową, dalej opychając się posiłkiem. Jakoś mam tak, że dla taty nie potrafię być tak oschła jak robię to matce. Przy nim chce mi się uśmiechać, a pyskowanie nie jest mi już wtedy tak bliskie. Być może jest to spowodowane tym, że zawsze byłam córeczką tatusia, a ta długa rozłąka, po prostu wzbudziła tęsknotę? Ech, co ja za głupoty plotę.
W mgnieniu oka, moje jedzenie zniknęło z talerza, a ja z pełnym brzuchem postanowiłam udać się na wygodną kanapę, przed telewizorem. Jak zwykle każdy kanał opanowały reklamy, długości kilkugodzinnej, więc postanowiłam, włączyć coś z płyt. Podeszłam do półki, gdy zatrzymał mnie głos ojca. Który to już raz dzisiaj?
- Laura, muszę wyjść, mam spotkanie z pracy, zostawiam Ci tu trochę pieniędzy, gdybyś chciała gdzieś wyjść, a w korytarzu na szafce przy lustrze, są dwa komplety kluczy, weź je ze sobą i zamknij drzwi, gdybym do tej pory nie wrócił, pa. - powiedział po czym kładąc pieniądze na stoliczku przy sofie, chciał ucałować mnie w policzek. Odchyliłam się, nie dając się nawet dotknąć, nagle przykładny tatuś się znalazł?!
- Rozumiem, pa. - oschle na niego spojrzałam i skierowałam swój wzrok na płyty, hmm, nie wiem czy coś z tego wybiorę. Zastanawiając się usłyszałam jak drzwi się zamykają, a za chwilę jak samochód wyjeżdża z podjazdu, super, ojciec zostawił mnie samą, a miał spędzać ze mną czas. Przewidywalne w zasadzie.
Gdy nie znalazłam nic ciekawego, odrzuciłam płyty na bok i położyłam się na kanapie. Ciekawi mnie, jakby zareagowali rodzice, gdybym nie żyła. Panikowaliby? Smucili? Opłakiwali? A może cieszyli, bo w końcu wielki ciężar uciekł z ich barków? Moje ponure rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Z cichym westchnieniem wstałam z mojego miejsca spoczynku i podeszłam do drzwi, które niedawno się zamknęły za ojcem. Za nimi zastałam Debby, uśmiechniętą od ucha do ucha.
- Nie uwierzysz laska! - krzyknęła na powitanie.
- Witaj Debby. - odgryzłam się, patrząc na nią krzywo i trzymając się za prawe ucho, ręką.
Zbudziłam się cała oblana potem, znowu ten okropny sen, od czasu do czasu śni mi się i doprawia mnie o jeszcze gorszy humor. Usadowiłam się siadając na skrawku łóżka i popatrzyłam za lekko przysłonięte żaluzje. Słońce? W Nowym Jorku o tej porze roku? Jak to możliwe. Zastanawiam się nad tym i coś mi nie pasowało. Zaspana przetarłam oczy i podciągnęłam się na rękach, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdywałam. To na pewno nie był mój pokój, ale wszystko było takie znajome. Czemu wszystkie wspomnienia ze wczorajszego dnia zostały przeze mnie zamazane?
- Laura, wstałaś już? - usłyszałam i dotarło w końcu do mnie, gdzie się znajduje. Przecież to Los Angeles!
- Nie, dalej śpię - wymamrotałam i próbowałam zakopać się w kołdrze, aby znów spokojnie spać, ale najwyraźniej nie było mi to pisane.
- Ej, no co jest? - miałam zamiar się awanturować, żeby tylko spokojnie móc ponownie się nakryć.
- Śniadanie, skarbie - usłyszałam nad swoją głową i zobaczyłam twarz ojca.
Jęknęłam zniesmaczona i chciałam rzucić w niego poduszką, ale szybko mi to uniemożliwił.
- Jeśli mam wstać, to wyjdź z pokoju - wskazałam palcem na drzwi.
Popatrzył na mnie pytająco, ale byłam nieugięta. W końcu, z cichym westchnieniem, wycofał się z pomieszczenia i zniknął za ścianą. Wstałam i wyciągnęłam ze swojej walizki, której wczoraj nie zdążyłam rozpakować, krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, których niestety nie posiadałam za dużo. Poszłam do łazienki z przygotowanym ubiorem, wzięłam prysznic i ubrałam się szybko. Zeszłam na dół powolnym krokiem i skierowałam się do kuchni, sprowadzona zapachem omletów.
- Smacznego - ojciec widząc mnie tylko, schodzącą po schodach, od razu postawił mi talerz ze śniadaniem na stole i ruchem ręki wskazał abym usiadła.
Po chwili zajadałam się już pysznym omletem. Muszę przyznać, że gotowanie taty znacznie polepszyło się od czasu gdy mieszkał jeszcze z nami. Chyba, że akurat omlet jako jedyny tak dobrze mu wychodzi.
- Spotkasz się dzisiaj z Debby? - zagadnął.
Pokiwałam twierdząco głową, dalej opychając się posiłkiem. Jakoś mam tak, że dla taty nie potrafię być tak oschła jak robię to matce. Przy nim chce mi się uśmiechać, a pyskowanie nie jest mi już wtedy tak bliskie. Być może jest to spowodowane tym, że zawsze byłam córeczką tatusia, a ta długa rozłąka, po prostu wzbudziła tęsknotę? Ech, co ja za głupoty plotę.
W mgnieniu oka, moje jedzenie zniknęło z talerza, a ja z pełnym brzuchem postanowiłam udać się na wygodną kanapę, przed telewizorem. Jak zwykle każdy kanał opanowały reklamy, długości kilkugodzinnej, więc postanowiłam, włączyć coś z płyt. Podeszłam do półki, gdy zatrzymał mnie głos ojca. Który to już raz dzisiaj?
- Laura, muszę wyjść, mam spotkanie z pracy, zostawiam Ci tu trochę pieniędzy, gdybyś chciała gdzieś wyjść, a w korytarzu na szafce przy lustrze, są dwa komplety kluczy, weź je ze sobą i zamknij drzwi, gdybym do tej pory nie wrócił, pa. - powiedział po czym kładąc pieniądze na stoliczku przy sofie, chciał ucałować mnie w policzek. Odchyliłam się, nie dając się nawet dotknąć, nagle przykładny tatuś się znalazł?!
- Rozumiem, pa. - oschle na niego spojrzałam i skierowałam swój wzrok na płyty, hmm, nie wiem czy coś z tego wybiorę. Zastanawiając się usłyszałam jak drzwi się zamykają, a za chwilę jak samochód wyjeżdża z podjazdu, super, ojciec zostawił mnie samą, a miał spędzać ze mną czas. Przewidywalne w zasadzie.
Gdy nie znalazłam nic ciekawego, odrzuciłam płyty na bok i położyłam się na kanapie. Ciekawi mnie, jakby zareagowali rodzice, gdybym nie żyła. Panikowaliby? Smucili? Opłakiwali? A może cieszyli, bo w końcu wielki ciężar uciekł z ich barków? Moje ponure rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Z cichym westchnieniem wstałam z mojego miejsca spoczynku i podeszłam do drzwi, które niedawno się zamknęły za ojcem. Za nimi zastałam Debby, uśmiechniętą od ucha do ucha.
- Nie uwierzysz laska! - krzyknęła na powitanie.
- Witaj Debby. - odgryzłam się, patrząc na nią krzywo i trzymając się za prawe ucho, ręką.
- Och przestań i nie marudź! Nie uwierzysz co się stało! Miranda do nas dołączy, przyleci już za 4 dni! I będziemy całą paczką w słonecznym LA, przez caaaaaały miesiąc! Wiesz co to oznacza?
- Nie i nawet... - och, dlaczego nie dziwi mnie to, że mi przerwała?
- To oznacza zakupy, imprezki, chłopcy, pełny luz i mnóstwo szaleństwa! To Los Angeles, Kalifornia! Obudź się Laura! - potrząsnęła mną, nie powiem., poskutkowało.
- No już dobrze, dobrze - złapałam jej dłonie w swoje i odciągnęłam od siebie, mój ton brzmiał bardziej entuzjastycznie, a pod nosem rozkwitł półuśmiech. Przyjaciółka od razu to zobaczyła i znowu rozświetliła dzień swoim szerokim uśmiechem.
- No! W końcu Laura, którą tak bardzo kocham!
- No dobrze Debby, ale to za cztery dni a dziś co? I przez następne dni? Do przyjazdu Mirandy musimy coś porobić! Bo szczerze - pokazałam na wnętrze domu - tutaj nie wyobrażam sobie szalonych wakacji bez nudy.
Dziewczyna zacmokała śmiesznie ustami i przybrała zagadkowy wyraz twarzy.
- Raaacja, o tym nie pomyślałam. - pokiwała głową.
- Może poszłybyśmy dziś same na zakupy? - zaproponowała rudowłosa - może poznamy jakieś fajne ciacha, kupimy sobie świetne ciuchy! - dziewczyna zatańczyła w miejscu, a ja widząc ten widok zachichotałam - a potem możemy pójść na pizzę albo przejść się po plaży.
- Z tymi ciachami? - spytałam głupkowato, choć niepotrzebnie, bo znałam już odpowiedź na to pytanie.
- No jasne, głupolku - powiedziała rozbawiona i klepnęła mnie lekko w ramię - ruszaj się, leniu. Całego dnia nie mamy.
Machnęłam na nią dłonią i potruchtałam do swojego nowego pokoiku. Nie wszystko miałam jeszcze rozpakowane, musiałam wszystko posprzątać, bo tyle czasu mnie tu nie było i wszystko zarosło kurzem. Podeszłam do walizki i wyjęłam stamtąd moje kosmetyki. Poszłam do łazienki i tam umyłam dokładnie twarz, posmarowałam ją kremem i nałożyłam na usta swój ulubiony błyszczyk. Rozczesałam swoje włosy, a raczej kołtuny i związałam je w luźnego koka. Tyle mi wystarczyło, abym mogła spokojnie wyjść z domu.
Wzięłam kasę, którą uprzednio zostawił mi ojciec, schowałam ją do małej torebeczki, którą ze sobą wzięłam i spakowałam inne rzeczy niezbędne na wyjście na miasto w tym klucze, telefon i inne duperele. Dojście do centrum zeszło nam jakieś niecałe dziesięć minut, bo nie wiem czy wspominałam, ale obecnie praktycznie w nim mieszkam. Los Angeles znałam bardzo dobrze, wspominałam już o tym? Tak czy inaczej, po chwili zastanowienia miejsce na zakupy zostało przez nas wybrane jednoznacznie. Galeria Beverly Center, jedna z najlepszych w całym LA. Tak, to coś na co czekałam od początku przyjazdu tutaj, tylko bez Debby chyba sama bym sobie tego nie uzmysłowiła. Popatrzyłyśmy na siebie z rudowłosą z bananami na twarzy i mig jakbyśmy się umówiły, a wcale tak nie było, rzuciłyśmy się w szybki bieg do wejścia galerii. Była to pięknie urządzone centrum handlowe. Zdecydowanie dominowała w nim biel. Była bardzo zadbana, czysta i wykonana nader pięknie. Ale co to dużo więcej mówić o galerii handlowej, przejdźmy do konkretów. Debby od razu zaciągnęła mnie do Beach Bunny Swimwear, za namową, że musimy sobie kupić nowe stroje kąpielowe na Kalifornijską plażę, no przepraszam kto musi ten musi. Ja chyba jednak nie muszę. Na plaży mogę chodzić nawet w ubraniu, poza tym w moim bagażu na pewno znalazłby się jakiś strój. Przyjaciółka długo wybierała sobie odpowiedni materiał, krój i kolory, a ja znudzona stałam przy kasie i czekałam, aż wreszcie się zdecyduje. Ile można wybierać jeden strój?
Z mieszanką złości i znudzenia podeszłam do przyjaciółki w celu jej pośpieszenia. Przecież nie przesiedzimy całego dnia w sklepie z bikini! Po drodze do kumpeli, jednak mój wzrok zatrzymał się na pięknym, jednoczęściowym stroju kąpielowym. Podeszłam do tego cudeńka i sprawdziłam rozmiar, MÓJ. To zdecydowanie przeznaczenie.
- I cooooooooo? Nie kupię żadnego bikini, po co mi? Idź szybko kupić jakieś sobie i spadamy dalej! - przyjaciółka zaczęła mnie przedrzeźniać i w tym czasie zauważyłam, że dzierży w ręce kolorowe bikini.
Jak dla mnie było ono zbyt kolorowe? Wesołe? Tak coś w tym stylu ale do rudowłosej idealnie pasowało i do wyglądu i do charakteru i osobowości.
- Och przestań, nie sądziłam, że coś mi się spodoba. Po za tym nie wiem czy je kupię, zawsze chciałam mieć zwykłe, czarne bikini, ale nigdzie nie mogę takiego znaleźć. Choć z drugiej strony - jednak zawahanie wzięło górę - jeszcze nigdy nie widziałam tak cudownego stroju kąpielowego, w moim stylu, w moim rozmiarze i w tak przystępnej cenie. - mówiąc to, złapałam za rąbek stroju i drugą ręką ściągnęłam go wraz z wieszakiem, po czym przyłożyłam go do swojego ciała.
- Faktycznie, pasuje idealnie - zacmokała Debby - ale nie uważasz, że jest hmm zbyt ponure?
- Nie, jest idealne - nie dawałam sobie wmówić.
- To już, do kasy dziewczyno, ale w sumie choć jeszcze coś Ci pokażę!
Pociągnęła mnie za rękę wgłąb sklepu.
- Mówiłaś przed chwilą, że zawsze chciałaś upolować zwykłe, czarne bikini a więc włala!
I w tym momencie ukazała moim oczom to cudeńko numer dwa! Może i było to zwykłe czarne bikini z wycięciami z boków, ale mnie właśnie takie rzeczy ujmowały swą banalnością i prostotą. Nigdy nie lubiłam zbyt błyszczących błyskotek i innych tego typu dupereli.
- Kupuję! - okrzyknęłam.
- A które konkretnie? - Debby dała o sobie znać, podczas gdy ja zakochiwałam się bardziej w strojach, które trzymałam w dłoniach.
- Hmm, kupuję oba te stroje. Nie potrafię między nimi wybrać jednego, wybacz.
Po tych słowach, wesoło skierowałam się do kasy, zostawiając przyjaciółkę w tyle.
Po chwili Debby mnie dogoniła, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Laura, upałaś na głowę czy piorun Cię walnął pomiędzy tymi wieszakami?
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Daj spokój. Nie mogę po prostu chcieć obu tych strojów? Są świetne. A tak na marginesie, długo będziesz jeszcze wybierać?
Przyjaciółka wciąż nie spuszczając ze mnie oczu cofnęła się kilkanaście kroków, aby po sekundzie lub dwóch znaleźć się przy kasie, trzymając w ręku swoje kolorowe bikini przypominające mi papugę.
- Nie, bo wiesz, ja nie upadłam na głowę i kupuję tylko jeden strój - pokazała mi ubranie, które trzymała w prawej ręce..
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do kasy.
- Laura no - rudowłosa urwała po tym, gdy podeszłam do lady i zdecydowanym i szybkim ruchem, podałam ubrania sprzedawczyni. Po fakcie moja droga, pomyślałam.
***************
Salut misie! Blog z dniem dzisiejszym (wieczorem już w sumie) i rozdziałem trzecim, zostaje odwieszony!
W końcu od lipca przybywamy do Was z Olcią z rozdziałem :3
Zeszło nam ponad 3 miesiące, ehh, ale zrozumcie, to blog był zawieszony, potem blokada twórcza, potem nie mogłyśmy się z Olą złapać na necie, a teraz szkoła i brak czasu na cokolwiek. DOSŁOWNIE.
A do tego, wyczekuję 23 listopada, bo finał A&A, a jak sami (jak przypuszczam) widzicie, będzie to epickie wydarzenie *o*
To tyle na dziś ode mnie.
Liczę na komentarze, na dużą ilość komentarzy, życzę miłego tygodnia i dobranoc.
Next pojawi się jak najszybciej w miarę możliwości.
~ Szanell, xoxo.
A ja co tu mogę dopisać? Podpisuję się pod wszystkim, co napisała Izzy ;3
To wszystko prawda, naprawdę! Tak długo zeszło nam z tym rozdziałem, że sama nie mogę w to uwierzyć. A co do czasu, to wszyscy powinniście to doskonale wiedzieć - w szkole nie łatwo, nawet ja, która prawie nigdy się nie uczy to ma tyle na głowie, że głupie włączenie komputera i zawiśnięcia nad klawiaturą do nie lada wyzwanie.
To wszystko na dziś, misie :))
Czekajcie cierpliwie na następny rozdział!
Pozdrawiam, Cristal.
- No już dobrze, dobrze - złapałam jej dłonie w swoje i odciągnęłam od siebie, mój ton brzmiał bardziej entuzjastycznie, a pod nosem rozkwitł półuśmiech. Przyjaciółka od razu to zobaczyła i znowu rozświetliła dzień swoim szerokim uśmiechem.
- No! W końcu Laura, którą tak bardzo kocham!
- No dobrze Debby, ale to za cztery dni a dziś co? I przez następne dni? Do przyjazdu Mirandy musimy coś porobić! Bo szczerze - pokazałam na wnętrze domu - tutaj nie wyobrażam sobie szalonych wakacji bez nudy.
Dziewczyna zacmokała śmiesznie ustami i przybrała zagadkowy wyraz twarzy.
- Raaacja, o tym nie pomyślałam. - pokiwała głową.
- Może poszłybyśmy dziś same na zakupy? - zaproponowała rudowłosa - może poznamy jakieś fajne ciacha, kupimy sobie świetne ciuchy! - dziewczyna zatańczyła w miejscu, a ja widząc ten widok zachichotałam - a potem możemy pójść na pizzę albo przejść się po plaży.
- Z tymi ciachami? - spytałam głupkowato, choć niepotrzebnie, bo znałam już odpowiedź na to pytanie.
- No jasne, głupolku - powiedziała rozbawiona i klepnęła mnie lekko w ramię - ruszaj się, leniu. Całego dnia nie mamy.
Machnęłam na nią dłonią i potruchtałam do swojego nowego pokoiku. Nie wszystko miałam jeszcze rozpakowane, musiałam wszystko posprzątać, bo tyle czasu mnie tu nie było i wszystko zarosło kurzem. Podeszłam do walizki i wyjęłam stamtąd moje kosmetyki. Poszłam do łazienki i tam umyłam dokładnie twarz, posmarowałam ją kremem i nałożyłam na usta swój ulubiony błyszczyk. Rozczesałam swoje włosy, a raczej kołtuny i związałam je w luźnego koka. Tyle mi wystarczyło, abym mogła spokojnie wyjść z domu.
Wzięłam kasę, którą uprzednio zostawił mi ojciec, schowałam ją do małej torebeczki, którą ze sobą wzięłam i spakowałam inne rzeczy niezbędne na wyjście na miasto w tym klucze, telefon i inne duperele. Dojście do centrum zeszło nam jakieś niecałe dziesięć minut, bo nie wiem czy wspominałam, ale obecnie praktycznie w nim mieszkam. Los Angeles znałam bardzo dobrze, wspominałam już o tym? Tak czy inaczej, po chwili zastanowienia miejsce na zakupy zostało przez nas wybrane jednoznacznie. Galeria Beverly Center, jedna z najlepszych w całym LA. Tak, to coś na co czekałam od początku przyjazdu tutaj, tylko bez Debby chyba sama bym sobie tego nie uzmysłowiła. Popatrzyłyśmy na siebie z rudowłosą z bananami na twarzy i mig jakbyśmy się umówiły, a wcale tak nie było, rzuciłyśmy się w szybki bieg do wejścia galerii. Była to pięknie urządzone centrum handlowe. Zdecydowanie dominowała w nim biel. Była bardzo zadbana, czysta i wykonana nader pięknie. Ale co to dużo więcej mówić o galerii handlowej, przejdźmy do konkretów. Debby od razu zaciągnęła mnie do Beach Bunny Swimwear, za namową, że musimy sobie kupić nowe stroje kąpielowe na Kalifornijską plażę, no przepraszam kto musi ten musi. Ja chyba jednak nie muszę. Na plaży mogę chodzić nawet w ubraniu, poza tym w moim bagażu na pewno znalazłby się jakiś strój. Przyjaciółka długo wybierała sobie odpowiedni materiał, krój i kolory, a ja znudzona stałam przy kasie i czekałam, aż wreszcie się zdecyduje. Ile można wybierać jeden strój?
Z mieszanką złości i znudzenia podeszłam do przyjaciółki w celu jej pośpieszenia. Przecież nie przesiedzimy całego dnia w sklepie z bikini! Po drodze do kumpeli, jednak mój wzrok zatrzymał się na pięknym, jednoczęściowym stroju kąpielowym. Podeszłam do tego cudeńka i sprawdziłam rozmiar, MÓJ. To zdecydowanie przeznaczenie.
- I cooooooooo? Nie kupię żadnego bikini, po co mi? Idź szybko kupić jakieś sobie i spadamy dalej! - przyjaciółka zaczęła mnie przedrzeźniać i w tym czasie zauważyłam, że dzierży w ręce kolorowe bikini.
Jak dla mnie było ono zbyt kolorowe? Wesołe? Tak coś w tym stylu ale do rudowłosej idealnie pasowało i do wyglądu i do charakteru i osobowości.
- Och przestań, nie sądziłam, że coś mi się spodoba. Po za tym nie wiem czy je kupię, zawsze chciałam mieć zwykłe, czarne bikini, ale nigdzie nie mogę takiego znaleźć. Choć z drugiej strony - jednak zawahanie wzięło górę - jeszcze nigdy nie widziałam tak cudownego stroju kąpielowego, w moim stylu, w moim rozmiarze i w tak przystępnej cenie. - mówiąc to, złapałam za rąbek stroju i drugą ręką ściągnęłam go wraz z wieszakiem, po czym przyłożyłam go do swojego ciała.
- Faktycznie, pasuje idealnie - zacmokała Debby - ale nie uważasz, że jest hmm zbyt ponure?
- Nie, jest idealne - nie dawałam sobie wmówić.
- To już, do kasy dziewczyno, ale w sumie choć jeszcze coś Ci pokażę!
Pociągnęła mnie za rękę wgłąb sklepu.
- Mówiłaś przed chwilą, że zawsze chciałaś upolować zwykłe, czarne bikini a więc włala!
I w tym momencie ukazała moim oczom to cudeńko numer dwa! Może i było to zwykłe czarne bikini z wycięciami z boków, ale mnie właśnie takie rzeczy ujmowały swą banalnością i prostotą. Nigdy nie lubiłam zbyt błyszczących błyskotek i innych tego typu dupereli.
- Kupuję! - okrzyknęłam.
- A które konkretnie? - Debby dała o sobie znać, podczas gdy ja zakochiwałam się bardziej w strojach, które trzymałam w dłoniach.
- Hmm, kupuję oba te stroje. Nie potrafię między nimi wybrać jednego, wybacz.
Po tych słowach, wesoło skierowałam się do kasy, zostawiając przyjaciółkę w tyle.
Po chwili Debby mnie dogoniła, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Laura, upałaś na głowę czy piorun Cię walnął pomiędzy tymi wieszakami?
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Daj spokój. Nie mogę po prostu chcieć obu tych strojów? Są świetne. A tak na marginesie, długo będziesz jeszcze wybierać?
Przyjaciółka wciąż nie spuszczając ze mnie oczu cofnęła się kilkanaście kroków, aby po sekundzie lub dwóch znaleźć się przy kasie, trzymając w ręku swoje kolorowe bikini przypominające mi papugę.
- Nie, bo wiesz, ja nie upadłam na głowę i kupuję tylko jeden strój - pokazała mi ubranie, które trzymała w prawej ręce..
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do kasy.
- Laura no - rudowłosa urwała po tym, gdy podeszłam do lady i zdecydowanym i szybkim ruchem, podałam ubrania sprzedawczyni. Po fakcie moja droga, pomyślałam.
***************
Salut misie! Blog z dniem dzisiejszym (wieczorem już w sumie) i rozdziałem trzecim, zostaje odwieszony!
W końcu od lipca przybywamy do Was z Olcią z rozdziałem :3
Zeszło nam ponad 3 miesiące, ehh, ale zrozumcie, to blog był zawieszony, potem blokada twórcza, potem nie mogłyśmy się z Olą złapać na necie, a teraz szkoła i brak czasu na cokolwiek. DOSŁOWNIE.
A do tego, wyczekuję 23 listopada, bo finał A&A, a jak sami (jak przypuszczam) widzicie, będzie to epickie wydarzenie *o*
To tyle na dziś ode mnie.
Liczę na komentarze, na dużą ilość komentarzy, życzę miłego tygodnia i dobranoc.
Next pojawi się jak najszybciej w miarę możliwości.
~ Szanell, xoxo.
A ja co tu mogę dopisać? Podpisuję się pod wszystkim, co napisała Izzy ;3
To wszystko prawda, naprawdę! Tak długo zeszło nam z tym rozdziałem, że sama nie mogę w to uwierzyć. A co do czasu, to wszyscy powinniście to doskonale wiedzieć - w szkole nie łatwo, nawet ja, która prawie nigdy się nie uczy to ma tyle na głowie, że głupie włączenie komputera i zawiśnięcia nad klawiaturą do nie lada wyzwanie.
To wszystko na dziś, misie :))
Czekajcie cierpliwie na następny rozdział!
Pozdrawiam, Cristal.